ElaanElaan:
Zapewne niewielu osobników z innych światów ubiegało się o przynależność do tak ściśle zhierarchizowanej, skodyfikowanej i kastowej społeczności - zatem liczba adopcji dorosłych na członka jakiegoś rodu, a także mieszanych małżeństw i pochodzącego z nich potomstwa, musiała być procentowo niewielka.
Prawda, zostać klingońskim wojownikiem jest trudno (policzmy, po stronie kosztów, te wszystkie podbite oczy, noże - zwane
d'k tahg - w brzuchu i połamane żebra

), więc przypuszczalnie mało komu - poza ukształtowanym przez swoją kulturę Klingonem - się chce

.
(Inna sprawa, że Gorni i Orioni w wersji historii ze STO nie mieli wyjścia. Skoro stali się ludnością podbitą, a byli przedstawicielami dumnych, ambitnych gatunków ze sporą tradycją historyczną - nie to, co jacyś wcześniej podbijani pre-Warpowi nieszczęśnicy, którym Klingoni, z całą swą technologiczną przewagą, mogli się jawić półbogami - to, nie mogąc się, przynajmniej na razie, wybić na niepodległość, musieli chociaż, razem czy osobno, zawalczyć o swoją pozycję wewnątrz Imperium. Zwł., że walczyć umieli... Ich kultury też ceniły aspekt konfrontacji fizycznej, jak wiemy...)