Wiecie co? Psioczyłem na tego drugosezonowego Stametsa, psioczyłem, ale jego łzawy monolog o kasseeliańskiej operze jest jak dotąd najpiękniejszym,
czterogwiazdkowym, momentem Treka w DSC. Ta wizja Obcych śpiewaczek doskonalących całe życie jedną arię, by po jej wykonaniu zabić się... Przegięte? Jasne, ale bardzo poetyckie, i bardzo w tradycji TOS-u, burroughsowskich
planetary romances, i "Kronik marsjańskich" Bradbury'ego.
Sam ten motyw stanowi - w kategoriach artyzmu - usprawiedliwienie powołania DSC do istnienia.
ps. Szukałem w/w sceny na YouTube, ale najwyraźniej nikt jej tam - niestety - nie wrzucił*, za to napatoczyłem się na taką oto reklamówkę Discovery ze Stametsem:
http://www.youtube.com/watch?v=N2ZrWKg7SNU* Choć samą kasseliańską arię już tak:
http://www.youtube.com/watch?v=Fcfj7iuyKr4