Zemsta w kisielu czyli poziom abstrakcji rośnie
Jako że ostatnio kiepsko kontaktuję to niedzielne spotkanie w Re doszło do skutku raczej przypadkiem. Romulański punkt kontaktowy był dziwnie oblężony- trwał najazd niezidentyfikowanych istot różnych gatunków, między innymi dziwnej grupy (nie, nie mam na myśli nas

) odprawiającej tajemnicze i bardzo głośne rytuały w celu zakłócenia nam spiskowania. Mimo tych trudności na spotkaniu stawili się niezawodni Domko i KOŚ, obaj podejrzanie weseli. Nasze grono szybko musiała opuścić świeczka, nie dość że nie mogła spokojnie usiedzieć na stoliku w jednym miejscu to jeszcze w dodatku nie trzymała pionu

Jeżeli chodzi o mnie to po poniedziałkowym napływie geniuszu, trwającej przez tydzień walce z maszyną do szycia, ryzykując że odmrożę sobie nerki przybyłam na spotkanie w graficznej wersji mirror-TOSowej. Nie wiem czy mój mundur się spodobał, doczekałam za to konstruktywnej krytyki („Ty musisz być z mirror uniwerse- masz komunikator z prawej strony przyszyty”

). Rozmowa toczyła się jakoś bardziej wartko niż zwykle, doszło też do przekazania ściśle tajnej płyty ze ściśle tajnymi materiałami i tylko ludzie przy sąsiednich stolikach spoglądali na nas z lekką trwogą (nie wiem czemu, normalne tematy były

). W skrócie: KOŚ kontynuował wątek „co się kryje pod kiecką?”, Domko gęsto się tłumaczył ze swojej fascynacji panią Troi, czyli dlaczego trzyma na serwerze tyle jej zdjęć, czemu uważa ją za miss Star Treka i jak fałszował wyniki wyborów za pomocą manipulacji i mieszania ludziom w głowach. Mimo tego nadal nie rozumiem co ma z nią wspólnego kisiel

Urządziliśmy wojnę ENTkową w skali mikro, KOŚ walczył dzielnie w obronie serialu ale poległ. Okazało się że jakieś złowrogie siły otaczają mnie Star Trekiem ze wszystkich stron- nawet na treningach już nie jestem bezpieczna, bo ktoś złośliwie na sprzęcie napisał PSE (żebym mogła sobie z RSE mylić), jeden z trenujących mówi żeby strzelać bez rozkazu, a Fletcher na spuście to już szczyt wszystkiego

Do tego analizowaliśmy swoje trekowe sny, czyli Łysy bez głowy, Borg w różnych wersjach, trzykrotne wysadzenie Enterprise D, LARP w piwnicy i stado klonów Picarda na Zakrzówku. Uznaliśmy że jak jechać na premierę ST XI do Czech albo na Słowację to tylko na wersję z napisami żeby uniknąć tekstów w rodzaju „To je czerstwa laska” albo „Ja twój taticzek”. Wyszło na jaw, że KOŚ straszy mną kolegów tak że prawie z krzykiem uciekają na mój widok, a potem gwiazdą plotek zostaję (i niech mi ktoś powie że faceci nie plotkują

). Tym razem agenci grozili mi stosem (miła odmiana po tych wszystkich kopalniach) i cyrografem który niby podpisałam własną krwią ale tego nie pamiętam, okazało się że nie powinnam klonować Domka tylko chorążego Kolca, długo czekałam na słowa „To Twoja wina” ale się doczekałam i nawet nie tylko moja była, a tradycji stało się zadość- gdy tylko Domko podszedł do baru barman rozbił kufel

Objawy mojej długofalowej niekomapatybliności zostały uznane za stan normalny, a agenci są szkoleni tak dobrze że cztery razy z rzędu na zadane pytanie odpowiadali chórem udzielając tej samej odpowiedzi

i znowu zaobserwowałam dziwne przesunięcie temporalne. W tym miejscu jako mocny akcent na koniec powinno nastąpić wyliczenie kompromitujących szczegółów spotkania, ale ich nie będzie (romulańscy agenci o miękkich sercach skutecznie perswadują

)