USS Phoenix
Logo
USS Phoenix forum / Star Trek / Discovery vs The Orville, czyli pomysł a wykonanie
 Strona:  1  2  3  »» 
Autor Wiadomość
Q__
Moderator
#1 - Wysłana: 18 Lis 2018 11:53:47 - Edytowany przez: Q__
Zacznę od disclamera, że uprasza się o niehejtowanie obu w/w serii, tudzież - wbrew tytułowi poniekąd - o ograniczenie podwątków typowo konfrontacyjnych.

Zatem o czym chciałbym pogadać? O koncepcjach obu serii, a także o tym jak zostały zrealizowane, i jakie wnioski z tego płyną...

Otóż - moim zdaniem - założenia DSC, choć kontrowersyjne, są w większości b. interesujące - nowa epoka, szerszy rzut okiem na politykę wewnętrzną Imperium Klingońskiego (z jednoczesnym zamysłem uczynienia Klingonów bardziej Obcymi), nowe gatunki (Kelpianie to przecież - w Treku - oryginalna idea), nowe - nie grane dotąd - koncepcje postaci (infiltrator z MU w załodze, postać o fiaskowato dwoistej tożsamości*), kosmiczna grzybnia wzięta z autentycznych - acz egzotycznych - hipotez naukowych. Ogólnie dałoby się z tego - teoretycznie - zrobić jeśli nie znakomitego klasycznego Treka (bo tu mogą pojawiać się wątpliwości), to znakomitą Trekową czarną owcę typu pokrewnego DS9.
Natomiast mam wrażenie, że tym, co decyduje o odrzuceniu Discovery przez tak zauważalną część fandomu jest wykonanie (płycizna i niekoherencja fabuł odcinka, naciągane - nawet jak na standardy ST - rozwiązania fabularne, brak interesujących, filozoficznych, dialogów, niepotrzebne mieszanie w stylistyce mundurów, zrobienie mieszkańców Qo'noS bardziej baśniowymi w sumie, no i napęd grzybkowy, który komicznie wygląda, a przy tym nie jest osłodzony spójnym teoretycznym uzasadnieniem; ogólnie: wiele rzeczy zostało zrobionych źle, a znów zrobione dobrze są często zrobione b. mało po Trekowemu).

* Burnham, wbrew pozorom, nie jest oryginalna - mamy tam nałożenie kwestii wolkańskiego wychowania (Spock), wątku postaci szukającej odkupienia dawnych win (Paris), i gniewnej bohaterki przewartościowującej swój stosunek do ideałów GF (Kira). Jeśli nie czuje się tam klasycznego Treka, to przez realizację.

Z ORV jest przeciwnie - dostajemy zasadniczo klona TNG/VOY (z elementami klonowanymi z TOS-u) z domieszką komedii (gdzie oryginalność Obcologiczna wydaje się w dużej mierze pochodną obostrzeń prawnych), w którym nowe są tylko pomysł na kapitana ("average Joe") i nie wiadomo na ile planowana, na ile zaś wmuszona przez Fox domieszka (nie zawsze strawnej) komediowości, natomiast o wszystkim decyduje realizacja - wybitne wpisanie się w klimat klasycznego ST, wplatanie w fabuły zagadnień naukowo-moralno-politycznych, wreszcie sposób kreowania bohaterów, który powoduje, że postacie będące teoretycznie kopiami Worfa, Daty czy Geordiego okazują się interesującymi indywidualnościami (tak jak Tuvok ani Data nie byli kalką ze Spocka, choć wpisywali się w spockowaty schemat).

Wniosek nasuwa się taki, że Trekowość to w pierwszym rzędzie pewna (także wizualna) maniera opowiadania historii. I niejaka skłonność do intelektualizowania.

(Acz trzeba też dostrzec, że fani b. wyraźnie przywiązani są do tego co już znają, w efekcie czego wtórność są często skłonni uznać za zaletę, a potencjalnie interesujące koncepcje odrzucać nie tylko dlatego, że realizacja leży, lecz również z tej przyczyny, że nie są zgodne z ich przyzwyczajeniami*.)

* Choć mam wrażenie, że nowinkom podanym z sensem i w starotrekowym stylu, przebijać by się było znacznie łatwiej.

Przy czym jednak trudno nie zauważyć również, że obie te serie mają również pewne, postabramsowskie, elementy wspólne - ot, po pierwsze znajduje się nagle w Treku miejsce dla czegoś więcej poza kulturą wysoką (imprezki, narkotyki, żaba Kermit), po drugie zaś bohaterowie są stanowczo mniej pomnikowi, przynajmniej w teorii (bo w godzinach próby pomnikowość wychodzi i z Eda, i z Saru, i z Burnham, ba, nawet Lorca w swojej villainowatości bywa monumentalny). Co wygląda na konsekwentną - do tego stopnia, że dokonywaną ponad podziałami - próbę Trekowości częściowego redefiniowania.

A Wy co o tym sądzicie?
MarcinK
Użytkownik
#2 - Wysłana: 19 Lis 2018 20:29:09
Zaskoczę was, ale uważam że na przede wszystkim na polu wykonania wygrywa Orville. Jest zrobione tak żeby utrzymać starych trekowych wyjadaczy, stąd znajoma stylistyka, archetypy postaci itp. Ale jednocześnie potrafi zainteresować ludzi którzy normalnie po takie produkcje nie sięgają np. przez samą obecność Setha.
A DSC, no cóż twórcy sami przyznali że mają wywalone na fandom, a casualom chyba też się nie spodobało.
Q__
Moderator
#3 - Wysłana: 20 Lis 2018 07:18:20 - Edytowany przez: Q__
MarcinK

MarcinK:
Zaskoczę was

Dlaczego? Przez jakość wykonania można rozumieć rozmaite rzeczy. A skoro twórcy ORV postanowili zrobić coś, co wizualnie będzie Trekiem w starym stylu (branym w lekki nawias autoironii przez intencjonalne popadanie w tandetę miejscami), i faktycznie nakręcić coś takiego im się udało, to w istocie należy pochwalić skuteczną realizację wyznaczonego celu (przypomina się sytuacja z STC, która to seria miała być wizualno-stylistyczną imitacją TOS-u i w rzeczy samej była nią w stężeniu bliskim doskonałości*), nawet gdyby wybór owego celu się kwestionowało (uważając np., że Trek powinien iść bardziej w hard SF).
To, że potrafili tak skutecznie zagrać na nostalgii również - per se (czyli abstrahując od tego, czy moda na na owej nostalgii granie - tu znów SW EP VII, "Jurassic World" i "Genisys" się kłaniają - jest dobra) - zasługuje na oklaski.

* Napisałbym, że w idealnym, gdyby nie znana sprawa wymiarów mostkowych drzwi, które się ponoć nie zgadzały.

MarcinK:
twórcy sami przyznali że mają wywalone na fandom, a casualom chyba też się nie spodobało

Mam wrażenie, że oni sami do końca nie wiedzą dla kogo to DSC ma być (dla Trekerów, czy też dla tych, do których dotąd Trek nie przemawiał, choć mieli z nim styczność - anty-Trekerów, że tak powiem, czy może po prostu dla masowego widza*; dla publiczności zachwycającej się mrokiem i niejednoznacznością nBSG i The Exapanse, czy - przeciwnie - dla tej rozmiłowanej w najbardziej nastoletnich elementach filmów Abramsa i ORV, i skłonnej akceptować blockbusterowe scenopisarstwo), i o ile koncepcje - że tak powiem - worldbuidingowe im (w większości) chwalę, o tyle tu mogę tylko narzekać na chaos (przekładający się na to, że serial chcący iść we wszystkich kierunkach na raz rozkracza się i na pysk pada)**.

* Choć jeśli do niego, to czemu sięgają po wątki Spocka, Sareka, Klingonów, Pike'a, itd., które w zasadzie fani najłatwiej zrozumieją?

** Przyznając jednocześnie - teoretycznie adresowanemu do Trekowego betonu - The Orville znacząco większą inkluzywność (choć do zdolności mobilizowania idących w dziesiątki milionów tłumów, jaką TNG posiadało, mu daleko).
resetta
Użytkownik
#4 - Wysłana: 20 Lis 2018 17:34:13
Ja bym sie nadal wstrzymala z takimi tematami i wywodami do zaistnienia chociaz 3 sezonow. Te seriale w przeciwienstwie do starych serii nie maja okrzeplej stylistyki po jednym sezonie. To wciaz eksperymenty, robiegowki i zmienianie koncepcji, a co najgorsze robienie krotko, szybko, na kolanie i z duzymi przerwami oraz chyba bez wiodacego szkieletu, pomyslu. I dotyczy to obu seriali. Bo ja w sumie nie wiem jaki pomysl mial Seth na ST, kiedy mu odrzucili. Wychodzi, ze zaden. Moglabym mowic, ze musial szybko na kolanie przerobic koncepcje, zeby nie bylo plagiatu, tyle, ze realia sa takie, ze ja tam nie widze zadnej przerabianej, wyjsciowej koncepcji, do ktorej cos dokleili, zeby sie roznilo. Zwykle do tej pory jezeli jakis serial chciecie wciagnac do rodziny ST, bo gdzies tam autor zostal przez Paramount odrzucony, to wyraznie widzicie i widac w nim zamysl na historie i jakies arki poszczegolne.
Pierwszy sezon Orville tego nie ma, byc moze wlasnie to drugi bedzie tym odrzuconym scenariuszem... W przyapdku DSC podobnie - pierwszy sezon zmieniony fabularnie i koncepcyjnie w ostatniej chwili, oparcie wszystkiego na MU, ale tez bez poswiecenia mu sie w calosci, a wona z Klingonami i sami Klingoni kompletnie niepotrzebni i tutaj nie przylacze sie do plusow co do ich wsadzenia, bo uwazam, ze tych plusow nie ma i ze to nieprawda, ze cokolwiek dbrego wyniklo z poruszenia ich tematu w serialu.

O wykonaniu juz sie rozpisywalismy w trakcie emisji i po niej.
To co zniechecilo widzow, to pokazanie braku treka w treku. Tak, okazalo sie, ze niby tak mialo byc, ze zabieg z MU itp., ale jednoczesnie zabraklo jakiegos oparcia dla trekowcow, wytlumaczenia i uwierzenia od poczatku w mozliwosc istnienia takiej zalogi.
Nie chodzi o samego Lorce, ale o cala reszte. O zabicie na poczatku Georgiou, na ktora wielu widzow sie nastawilo, ze bedzie przez caly sezon i jej relacje z zaloga, o kowbojska i poszatkowana stylistyke ujec, fabuly i scen, o zaloge mostka widmo bez imion, osbowosci i mozliwosci zzycia sie z nimi, o glowna koszmarna bohaterke bedaca usobieniem zlych bohaterow nie tyle ST co w ogole, czyli cierpietnica, Marysue i do tego niezbyt rozgarnieta, niezbyt mila w obyciu i grana nie wiadomo czemu jak drewno. Swoje dolozyl kolor skory co u niektorych, nie tyle moze z rasizmu, co z niezadowolenia o nadmierna poprawnosc polityczna i wsadzania takiej bohaterki nie ze wzgledu na fabule, ciekawa postac, ale wymogi poza serialowe.
Oddzielna sprawa byly dosc slabe scenariusze poszczegolnych odcinkow, slabe rozwiazanie i prowadzenie watku wojny przemieszane z niby odcinkami standalone, ktore byly niepotrzebne i zabieraly czas antenowy. Bo to wymieszanie glownego ark z takimi odcinkami udaje sie jak mamy 20 odcinkow minimum, a nie nascie. Brak zdecydowania nad forma, czyli jakies wygibasy w strone wsadzenia starej formy bez mozliwosci jej dopracowania, zamiast na skupieniu sie na opowiesci przez wszystkie odcinki tez mocno zgrzytalo.
Ja juz pisalam, ze mnie sie te odcinki po prostu oglada zle jako widzowi przywyczajonemu do narracji ksiazkowej, z poczatkiej, srodkiem i koncem historii. Bez lecenia na leb na szyje i bez gubienia sie w fabule, bo jakies skroty czy niezrozumiale dla mnie sceny, dialogi, gdzie nie potrafie sie skupic o co chodzi bohaterom i scenarzystom.
Podobnie mialam z 10 sezonem XF, a co sie bardzo poprawilo w 11 i mam nadzieje, ze z DSC bedzie tak samo.

O Orville tez juz przeciez podobnie sie wypowiadalismy i o realizacji.
Ja mam i bede miec jezeli to sie nie zmieni, niechec i pretensje o to, ze nie jest to serial bedacy kontynuacja, przedluzeniem GQ.
Najmniej po nim oczekiwalam i oczekuje kompilacji kotletow z ST, tylko po to by wzdychac, ze to takie trekowe.
Bo trekowe powinno byc ogolnie atmosferycznie, co wcale nie oznacza, ze poprzez kopiuj-wklej plus inny kolor farby.
GQ takie wlasnie bylo, stalo sie czyms bardzo trekowym z jednoczesnie bardzo zachowana indywidualnoscia i wlasnym pomyslem na fabule. Podobnie jest z B5. A wy zapewne uwazacie tez, ze z Andromeda czy Farescape, Galactica itp.
O ile z wieksza checia wyczekiwalam kazdotygodniowego odcinka O niz DSC, to jednak po kazdym tym odcinku czulam wiekszy niesmak. Byc moze dlatego, ze DSC z zalozenia juz budzilo niesmak i moglo chyba juz tylko zaskoczyc na plus, a nawet jak nie, to najwyzej uwazalo sie to za norme. W przypadku O rozczarowanie bylo tym wieksze kiedy docieralo jak to jest w sumie nijakie, mimo ze fajne wizualnie, a bohaterowie symatyczni ogolnie i do latwiejszego zzycia sie niz ci z DSC.

Oba seriale swoimi pierwszymi sezonami pokazuja, ze sa zle i nijakie. Setha broni sie tylko tym, ze jest kontra na DSC pod katem atmosfery starotrekowej. Ktorej nie ma jednak w dialogach miedzy bohaterami, bo te sa wybitnie Sethowe.

DSC obronil sie Lorca, MU i Cesarzowa, uwazam, ze na pewno nie Burnham. Wiekszosc z was i poza naszym podworkiem uwaza, ze tez Saru.
Q jest malo przekonujacym wyjatkiem machajacym Klingonami... nie spotkalam sie poza nim nigdzie z taka interpretacja i ze sa plusem.

DSC przegrywa chyba jeszcze z Orv wizualizacja statkow w kosmosie, aczkolwiek jak sie te sceny jakos wydlubie i zestawi, wypadaja lepiej, ale to nie zaleta, bo powinno to byc doceniane w trakcie ogladania i robic wrazenie, a raczej po prostu meczy widza. O plaskiej wizualizacji tych statkow, CGI juz pisalam.

Orv dla mnie traci tez zbyt duzym przywiazaniem do sztucznego pokazywania obcych jezeli chodzi o charakteryzacje. To ma byc pewnie zamierzone, ale zaczyna mnie to draznic, bo nawet w tradycyjnych trekach robiono wszystko, zeby wrazenie, ze to jest aktor z lateksem na gebie, a nie jakas tam tak fenetypowo wygladajaca istota zminimalizowac i nie walic widzowi tym po oczach, a pozwolic mu sie skupic na warstwie fabularnej i realcji miedzy bohaterami.

Tak wiec ten watek probuje rozprawiac o czyms, porownywac co tak naprawde nie jest tym czym mialo byc i nie wiadomo jeszcze jakie bedzie dalej i czy dalej nie pokaza tych wersji, ktore powinny byc w pierwszych sezonach.

Aha, nieprawda jest, ze casualom nie podoba sie DSC. Podoba sie wlasnie im, tym ktorzy casuolowo ogladali stare treki i im sie nie podobaly oraz tym, ktorzy nigdy starych trekow nie widzieli. Podoba im sie, bo nie maja porownania, zadnego obciazenia, oczekiwan, uwazaja, ze dobrze jest jak jest, bo tak ma byc, bo wiele innych seriali jest robionych podobnie. Po prostu jest to opinia ludzi, ktorzy cale zycie jedli kaszanke, a nigdy nie sprobowali szynki. Kaszanka tez dobra, ale jednak jak sie juz posmakuje szynke, to raczej nie bedzie sie chcialo jesc tylko kaszanki.
Nie podoba sie tez tej czesci ludzi, ktorzy nie akceptuja opowiesci rozgrywajacych sie w kosmosie w umownosci trekowej, czyli ze skupiamy sie na fabule albo relacjach ludzkich czy symbolice, a realia kosmiczne i technologiczne traktujemy jak licentia poetica.

W DSC jeszcze wada mocna moze byc postac Tylera, chociaz roznie, jak pisalam malolatom nieszczesliwa milosc sie podoba, doroslym nie. Watek homo to jeszcze oddzielna rzecz nastawiajaca negatywnie bo tak lub negatywnie, bo poprawnosc lub plytkie pokazanie albo wlasnie na tak, bo wreszcie jest i ze niby w miare normalnie. Aczkolwiek ja zaluje, ze nie poszli w subtekst les, ktorego w filmach, serialach od 20 lat boja sie jak diabel swieconej wody. Tak jakby kwestia homo ograniczyla sie tylko do facetow, a jak juz jest to pokazywanie tego jak baby potwory, feminazi i harpie albo robiace krzywde facetowm. Ponownie jakas wykrzywiona wersja patriarchatu i nie traktowania w ST wszystkich po prostu jak "ludzi".

Wsrod ortodoksow, o czym sie sama przekonalam, niechec duza, wystarczajaca do porzucenia i nieakceptowania DSC jako calosci wystarcza naped sporowy. Mnie jedynie przeszkadza brak podpierania sie nawet kompletnie fantastyczna, wymyslona, ale dopracowana teoria na jego temat i dzialania.

W Orv nie trafie przekozaczonych postaci ziomali, nawet jezeli to taka stylistyka czy zabieg fabularny. Im szybciej z tym skoncza tym lepiej, bo nawet jakby ten bohater byl Azjata, a zachowywal sie jak czarny ze slumsow, to bym go znienawidzila.

Orv wygrywa tez w popularnosci i akceptacji ogolnej cameosami, ale jest to wygrywanie nieuczciwe. Na tej samej zasadzie DSC skoczyloby pewnie pod szczyty popularnosci jak wystapilby tam Shatner, Stewart albo chociaz Whoopi g.
resetta
Użytkownik
#5 - Wysłana: 20 Lis 2018 18:09:37
Aha i nie zgadzam sie tez z opinia, ze po Orv siegna tez ludzie, ktorzy normalnie ST nie ogladaja.
Kiedy widzialam trailer, chcialam ten serial zobaczyc, bo sadzilam, ze to bedzie cos jak GQ, rzeczywiscie jajcarskie, fajne i na pewno parodiujace ST w sposob moze obrazoburczy jak to u Setha, czy jak u Niemcow, ale moze tez i w sposob cieply do przyjecia jak w GQ.
I co? I nico, nie dostalam nic z tych rzeczy. Serial w stosunku do trailera jak dla mnie jest bardzo rozczarowujacy.
Wszyscy ci, ktorzy ST nie lubia raczej nie polubia i Orv, ktory jest dziwaczna laurka i slinieniem sie nad ST z zerznietymi z niego wklejkami i powsadzonym bez ladu i skladu zartami sethowymi, ktore sa bezsensowne fabularnie, za slabe jak na niego i za ostre jak na ST.
Tym sposobem ten serial jest tylko dla niezadowolonych lub stesknionych trekowcow, ktorzy struli sie DSC.
Ludzie spoza tego kregu rozczarowuja sie. Nie dostaja serialu komediowego o przygodach w niekosmicznym kosmosie ani soczystej, dosadnej parodii tematycznej, nie dostaja tez Setha w Secie, dostaja cos czego nie trawia, czyli przestarzalego, kolorowego treka z lat 90...
80sLoveUC
Użytkownik
#6 - Wysłana: 20 Lis 2018 19:24:39 - Edytowany przez: 80sLoveUC
Nie zgadzam się. Przede wszystkim trzeba zastanowić, dlaczego tak wiele osób nie lubi ST. Jak dla mnie ta niechęć bierze się stąd, że wiele ludzi właśnie nigdy nie oglądało ST - z powodu tego, że dla nich od początku do końca jest on TOS-em/TNG z jego dziwacznymi momentami (fragmentami na youtube czy memami) i zadufaną niewspórmiernie powagą (teatralnością i budżetowością). Co za tym idzie wiele widzów nie wie, że może polubić Star Treka.

Te osoby teraz siadając do Orville'a mogą dojść do wniosku, że ta debilna parodia może nie tylko być zabawna, ale też poruszać pewne kwestie poważniejsze. Nieznajomości ST może tu pomagać, bo nie będą mieć poczucia, że pewne elementy (jak starzająca się szybko planeta) już była poruszana w innym serialu.

Moim zdaniem Todd McFarlane wykorzystuje najbardziej znane powszechnie złe wyobrażenia / tandetne żarty o Star Treku do sprzedania szerokiej współczesnej widowni tego, co kochał w dzieciństwie. Bawiąc głupimi żartami ewangelizuje ;). Trudno śmiać się z czegoś jak tego nie rozumie się.

Jestem zdania, że te telewizyjne wyniki oglądalności to nie tylko fandom, ale także osoby, które zostały przy TV po jakimś durnym żarcie głupkowatego kapitana.
Q__
Moderator
#7 - Wysłana: 21 Lis 2018 08:22:52 - Edytowany przez: Q__
resetta

resetta:
Ja bym sie nadal wstrzymala z takimi tematami i wywodami do zaistnienia chociaz 3 sezonow. Te seriale w przeciwienstwie do starych serii nie maja okrzeplej stylistyki po jednym sezonie.

Tylko wiesz... Pytanie czy te seriale dostaną trzeci sezon...* Gdybym zakładał, że będą miały ich siedem, jak parę klasycznych Treków, to pewnie bym poczekał.

* Jest na to szansa, ale głównie na tej zasadzie, że ORV pojedzie na sympatii odrzucającego DSC starego fandomu, a DSC na wewnętrznej polityce CBS-u, który potrzebuje pokazywać akcjonariuszom, że sukces odniósł (acz dość uporczywe pogłoski sugerują, że ze startem serii o Picardzie, DISCO zostanie zakończone).

resetta:
Bo ja w sumie nie wiem jaki pomysl mial Seth na ST, kiedy mu odrzucili.

IMHO +/- taki jaki oglądamy, czyli: idziemy w kierunku powielania formuły TNG i VOY (coś za co wielu jeździło sobie po tym drugim i po ENT zresztą), tylko dajemy bardziej luzackich ("Abramsowi się to sprzedało, nie?" ) bohaterów i dorzucamy garść mniej lub bardziej udanego humoru.
Przy czym przyznam, że jest to w zasadzie szczyt koncepcyjnego lenistwa, który w innych uwarunkowaniach (patrz jw.) byłby pewno hejtowany, choć wiemy z doświadczenia, że serial tym sposobem sklecony może się bronić bohaterami, klimatem czy fabułami/Pomysłami odcinka, czego właśnie jesteśmy świadkami (i nie mówię tu o samym The Orville, także o coraz cieplejszym z czasem odbiorze Voyagera, a nawet o sukcesach - kopistycznych z założenia - NV/P2 i STC).

resetta:
wona z Klingonami i sami Klingoni kompletnie niepotrzebni i tutaj nie przylacze sie do plusow co do ich wsadzenia, bo uwazam, ze tych plusow nie ma i ze to nieprawda, ze cokolwiek dbrego wyniklo z poruszenia ich tematu w serialu.

Sekundkę... Pisałem, że bronię tego jako pomysłu (pożyczonego od Petersa, ale zawsze), z którego mogło coś ciekawego wyniknąć, nie, że bronię owej idei realizacji (realizacyjnie jest to - zgoda - jedna wielka papka i ta część odcinków, nad którą człowiek prześlizguje się oglądając).

resetta:
Nie chodzi o samego Lorce, ale o cala reszte. O zabicie na poczatku Georgiou, na ktora wielu widzow sie nastawilo, ze bedzie przez caly sezon i jej relacje z zaloga, o kowbojska i poszatkowana stylistyke ujec, fabuly i scen, o zaloge mostka widmo bez imion, osbowosci i mozliwosci zzycia sie z nimi, o glowna koszmarna bohaterke

Ale to jest znowu kwestia wykonania. Chociażby montażu np. - gdyby nie wywalili scen retrospekcji, i nie zmontowali z nich pilota, to byśmy się nie nastawiali, że rzecz ma o Georgiou być, i nie przeżywali potem rozczarowania.

resetta:
Oddzielna sprawa byly dosc slabe scenariusze poszczegolnych odcinkow, slabe rozwiazanie i prowadzenie watku wojny przemieszane z niby odcinkami standalone, ktore byly niepotrzebne i zabieraly czas antenowy.

Ponownie: sprawa realizacji, i to od bardzo podstawowego poziomu. (W sumie można i to podciągnąć pod koncepcje, acz są to już koncepcje realizacyjne - mówimy wszak o przekładaniu bazowej idei na pomysł na fabułę.)

resetta:
mnie sie te odcinki po prostu oglada zle jako widzowi przywyczajonemu do narracji ksiazkowej, z poczatkiej, srodkiem i koncem historii. Bez lecenia na leb na szyje i bez gubienia sie w fabule, bo jakies skroty czy niezrozumiale dla mnie sceny, dialogi, gdzie nie potrafie sie skupic o co chodzi bohaterom i scenarzystom.

I tu też w wykonaniu rzecz (tylko kolejny poziom wyżej, teraz nie mówimy już o rozpisaniu sezonu, a poszczególnych odcinków). Przy czym najbardziej boli to tam, gdzie widać jakieś przebłyski potencjału. Ot, słyszy się np. "Lorca abused our idealism." i myśli sobie, że fajnie by było zobaczyć jak ten Gabryś załogantom prał mózgi, że w efekcie b. wątpliwe rzeczy robili (np. cytowany Saru w sprawie niesporczaka)*, a potem się spod tego jego czaru otrząsnęli. Niestety w praktyce wygląda to tak, jakby im się jakaś wajcha w głowach przestawiła, gdy jest to akurat fabularnie potrzebne.

* Kojarzy się tyleż "Equinox", co lemowskie powiedzenie o tym, że da się doprowadzić i konklawe (bo załogi GF były dotąd świętsze niż statystyczny kardynał w przeszłości) do kanibalizmu...

resetta:
O ile z wieksza checia wyczekiwalam kazdotygodniowego odcinka O niz DSC, to jednak po kazdym tym odcinku czulam wiekszy niesmak. Byc moze dlatego, ze DSC z zalozenia juz budzilo niesmak i moglo chyba juz tylko zaskoczyc na plus, a nawet jak nie, to najwyzej uwazalo sie to za norme. W przypadku O rozczarowanie bylo tym wieksze kiedy docieralo jak to jest w sumie nijakie, mimo ze fajne wizualnie, a bohaterowie symatyczni ogolnie i do latwiejszego zzycia sie niz ci z DSC.

Coś w tym jest. Mnie też wykańczała wtórność epizodycznych fabuł ORV. Pod koniec miałem nawet więcej frajdy z wyłuskiwania nielicznych dobrych scen z Discovery* (było to jak znajdowanie cyrkonii w śmietniku - niby nie brylanty, ale zawsze miła niespodzianka), niż z patrzenia jak w The Orville wciąż odgrzewane są kotlety...**

* Nawet jeśli fajne same w sobie, w kontekście reszty epizodu/sezonu niekoniecznie miały sens.

** Przy czym tu też, gdy oglądać na YT pojedyncze scenki, potrafią one wypaść lepiej, niż odcinki w całości. Świeższe są po prostu, niż to, co nimi oklejono.

resetta:
DSC przegrywa chyba jeszcze z Orv wizualizacja statkow w kosmosie

Prawda, ORV wygrywa użyciem fizycznych modeli, nawet gdy mają tak niekanoniczne gondole.

resetta:
Orv dla mnie traci tez zbyt duzym przywiazaniem do sztucznego pokazywania obcych jezeli chodzi o charakteryzacje.

Z drugiej strony... Benziański klient Prii był chyba najlepszym kawałkiem szeroko pojętej Trekowej Obcologii od czasu Horty (nawet jeśli psychikę dali mu stuprocentowo humanoidalną):


resetta:
Podoba sie wlasnie im, tym ktorzy casuolowo ogladali stare treki i im sie nie podobaly oraz tym, ktorzy nigdy starych trekow nie widzieli.

Tych zniechęconych casuali wymieniłem przecież powyżej, nazywając ich - pół-żartem - anty-Trekerami. Pytanie jednak czy jest ich aż tylu, by miało sens robić dla nich serial, który ma na siebie zarobić (bo wszak CBS nie kryje się z tym, że o to mu głownie chodzi).

resetta:
Nie podoba sie tez tej czesci ludzi, ktorzy nie akceptuja opowiesci rozgrywajacych sie w kosmosie w umownosci trekowej, czyli ze skupiamy sie na fabule albo relacjach ludzkich czy symbolice, a realia kosmiczne i technologiczne traktujemy jak licentia poetica.

Owszem. I znów jest to kwestia wykonania. Trek zawsze potrafił mniej czy bardziej gwałcić fizykę/biologię/zdrowy rozsądek, ale nigdy nie robił tego tak regularnie i ostentacyjnie, jak czyni to DSC.

resetta:
Wsrod ortodoksow, o czym sie sama przekonalam, niechec duza, wystarczajaca do porzucenia i nieakceptowania DSC jako calosci wystarcza naped sporowy.

Prawda, i to także jest sprawa realizacji - primo wetknięcia sporego game changera, którym jest kosmiczna grzybnia, w ustalony kanon bez stosownych wyjaśnień (choćby w postaci komentarza rzuconego na konwencie: "poczekajcie, usprawiedliwimy to tak a tak"), secundo - użycia ośmieszającego nazewnictwa (Treker usłyszy o strukturze mykoidalnej z materii egzotycznej i łyknie to, ba, nawet się ucieszy, że mądry jest i zrozumiał co ta nazwa znaczy; usłyszy o grzybkach - i zacznie rechotać), tertio - dorzucenia napędu, który nie dość, że głupio wygląda, to nijak wytłumaczony nie jest (ekranowy technobełkot lub wydany Manual gdzie?)*.

* Przypuszczam zresztą, że dałoby się i ów napęd fandomowi sprzedać, gdyby się nagimnastykować, ale po co? Czy DISCO-twórcom się chce?

resetta:
powsadzonym bez ladu i skladu zartami sethowymi, ktore sa bezsensowne fabularnie, za slabe jak na niego i za ostre jak na ST.

Pytanie jednak czy to wina Setha, czy decydentów Foxa, którym się sethowy humor ponoć tak marzył, że musiał być dodawany na siłę w ostatniej chwili...

resetta:
dostaja cos czego nie trawia, czyli przestarzalego, kolorowego treka z lat 90...

Jednak z bardziej luzackimi bohaterami, których już mogą polubić (i, zdaje się, polubili, co najmniej niektórzy z nich)...

80sLoveUC

80sLoveUC:
zadufaną niewspórmiernie powagą (teatralnością

Przy czym ja to akurat zawsze* w Treku (i trekopochodnych) lubiłem, i w pewnym stopniu mam twórcom The Orville za złe, że z tego zrezygnowali, choć 1. potrafię mimo to wciąż lubić odbrązowionych bohaterów, 2. zauważam, że owa koturnowość jednak i w ORV, i w DSC wciąż gdzieś tam się przewija**.

* Dobra, raz mnie wkurzyło, gdy kończył się głupio wątek First Ones w B5.

** Choć akurat Discovery to potrafi szkodzić, gdy bohaterowie wypowiadają z namaszczeniem iście coelhowskie komunały, co tylko pogłębia poczucie zażenowania. (Acz potrafi i pomagać - choćby w powszechnie lubianych kapitańskich momentach Saru.)

80sLoveUC:
Todd McFarlane

Na Borga! Seth.
resetta
Użytkownik
#8 - Wysłana: 21 Lis 2018 12:33:23 - Edytowany przez: resetta
80sLoveUC
Moja opinie opieram nie tylko na teorii, ale na wypowiedziach takich wlasnie ludzie. Bo ja probowalam nie tylko tutaj rozmawiac o DSC i Orv, bronic ich. I z takimi wlasnie spotkalam sie opiniamii, ze za trekowe to i za slodkie dla milosnikow Setha i niemilosnikow ST i za malo Sethowe. A calej reszty w ogole to nie obchodzi i nie potrafi przyciagnac, bo nie ma tego czegos co mialo GQ czy wszelkiego rodzaju dobrze zrobiona parodia SF zartujaca sobie z motywow ST, SW i innych, zrozuialych dla ogolu i dla ludzi nie interesujacych sie tematem. I dlatego Orv jest popularne wsrod trekowcow, bo tylko wsrod nich na zasadzie kontrastu z DSC. Ludzie, ktorzy lubia Setha sa rozczarowani, ludzie ktorzy nie lubia Setha nie siegaja, bo to co daje im poza swoim humorem tez jest nijakie.

Q, nie, powielasz tylko to co ja mowie, ze powsadzal posklejane kotlety. To nie jest zaden pomysl. Osoba idaca z jakims pomyslem na serial nie mowi, ze bedzie to podobne do treka, a poszczegolne odcinki beda sklejanka starych odcinkow treka. Ja tam nie widze zadnego pomyslu na fabule jako taka. Moze mial co najwyzej pomysl na to, ze bedzie to kapitan z ex zona i beda latac po kosmosie i glownie ze soba klocic... Bo na odcinki poza nimi z akcja w kosmosie, to on nie mial pomyslow zadnych w tym sezonie. To jest jakas proba konkurencji dla Dark Mirror, a nie pojscie z gotowym arkiem na sezon do wytworni. Wykonanie, wykonanie, no to cale wykonanie jest zle obu seriali, poczynajac od koncepcji, scnenariuszy, aktorstwa, dekoracji, a na CGI w DSC konczac i zlym hummorze w Orv.
To ja nie wiem na co ten caly watek.

Ale ty podnosisz tych Klingonow, ze cos moglo z nich byc, tylko zle zrobili. Bronisz ich. Ja uwazam, ze nie pownno ich byc w ogole, nawet w starej konfguracji. Bruzdza i sa niepotrzebni. Wiekszosc wciaz czeka na wojne z Romulanami, a nie Klingonow.

I nie, nie masz racji co wsadzenia w pilota Georgiou i ze dlatego sie nastawili. Nie. Zapominasz, ze ja mowie z pozycji fana aktorki i srodowisk niezachodnich. Od poczatku jak tylko pojawila sie informacja o tym, ze ona bedzie kapitanem czekano na nia i podejrzewam, ze takze czesc trekowcow cieszyla sie, ze sobie zobaczy taka kapitan. Absolutnie nie uwierze, ze ktokolwiek sadzil, ze ogloszenie aktorki jako kapitan ST nie oznacza bytnosci jej przez caly sezon w tej roli. Odejscie od serialu i rozczarowanie wyniklo PO pilocie, kiedy ja zabili, a nie wczesniej. Nikt sie tego nie spodziewal, a ja czytalam malezyjskie wypowiedzi widzow na ten temat i azjatyckich, widzow, ktorzy niekoniecznie w ogole interesowali sie i wiedzieli co to ST. A mogli zaczac sie interesowac, ale skutecznie ich odpedzono tym pilotem.
Rozumiem, ze obecnie jak wytwornia napisze mi, ze w nowej serii kapitanem ST bedzie np. Gillian Anderson, to mam uznawac, ze to oznacza, zabicie jej w pierwszym odcinku, a nie jak wczesniej kapitana nowego statku i jego przygody? Przeciez dobrze wiesz o czym pisze.
Nikt przy starych seriach nawet nie pomyslal przez sekunde, ze Sisco, Kaska, Archer czy Picard to cameo. To byl standard. Nawet juz nie kanon, ale standard i likwidacja go przyniosla duzo wiecej zlego niz dobrego. Malpowanie od Martina jego nieprzywiazywania sie do bohaterow, bo i tak zgina jest skrajnie glupie nie tylko w realiach treka, ale w ogole seriali.

Uwazasz, ze monta retrospekcyjny cos by tu poprawil? Przeciez jak tylko by widzowie sie zorientowali, ze G nie zyje, a cala jej bytnosc w serialu, to beda retrospekcje, to tez byc zrobili meh. Bo nikt nie spodziewal sie jej w roli trupa...
Q__
Moderator
#9 - Wysłana: 21 Lis 2018 13:04:27 - Edytowany przez: Q__
resetta

resetta:
I dlatego Orv jest popularne wsrod trekowcow, bo tylko wsrod nich

Są jakieś badania rynku wskazujące, że faktycznie tylko wśród nich?

resetta:
To nie jest zaden pomysl. Osoba idaca z jakims pomyslem na serial nie mowi, ze bedzie to podobne do treka, a poszczegolne odcinki beda sklejanka starych odcinkow treka. Ja tam nie widze zadnego pomyslu na fabule jako taka. Moze mial co najwyzej pomysl na to, ze bedzie to kapitan z ex zona i beda latac po kosmosie i glownie ze soba klocic...

Być może właśnie dlatego CBS ów projekt odrzucił, bo źle to brzmiało: "idźmy w dalsze odcinanie kuponów od TNG i VOY, tylko ze skłóconym ex-małżeństwem w rolach głównych i na pół-komediowo, a resztę to mi Braga i Goodman napiszą". Tymczasem okazało się, że potrafiło to lepiej czy gorzej wypalić*.

* Acz, prawda, pojawia się pytanie czy wypaliłoby równie dobrze, gdyby fandom nie dostał dla przeciwwagi - jeszcze gorszego pod różnymi względami, a przy tym idącego wbrew fanowskim oczekiwaniom - DSC.

resetta:
Wykonanie, wykonanie, no to cale wykonanie jest zle obu seriali, poczynajac od koncepcji, scnenariuszy, aktorstwa, dekoracji, a na CGI w DSC konczac i zlym hummorze w Orv.

Faktem jest, że oba te seriale zdają się być nakręcone na zasadzie "po co się wysilać, ciemny fandomowy lud, jak tylko zobaczy znajome logo/elementy, i tak to kupi" (i w jakimś stopniu - co gorsza - owo założenie okazało się prawdą), ale mam wrażenie, że ORV w większym stopniu nadrabia swoje braki (przynajmniej w oczach fandomu) tyleż pieczołowitym budowaniem klimatu (TNGowskiej) Trekowości, co delikatnym subwertowaniem TNGowskich schematów (podczas gdy znów DSC zaskarbia sobie sympatię krytyków wpisywaniem się w obecne mody i odwagą eksperymentowania, co im znów wady tej produkcji przesłania). I o tym jest ten temat.

resetta:
Ale ty podnosisz tych Klingonow, ze cos moglo z nich byc, tylko zle zrobili. Bronisz ich.

Prawda, bo pamiętam sukces klingońskich odcinków i powieści IKS Gorkon/Klingon Empire, oraz nadzieje co najmniej części fandomu, że kiedyś seria pokazująca od wewnątrz IK powstanie. Tylko, że nie wystarczy zauważyć istnienie zapotrzebowania na coś takiego, trzeba mieć jeszcze pomysł na fabułę (a tu, paradoksalnie, dało się bezkarnie iść w GoT in Spaaace!, ba - naturalnym kierunkiem się to zdawało, tymczasem dostaliśmy jakieś wymęczone mamrotanie*).

* I b. mało dobrych scen - w sumie chyba tylko tę z Voqiem wtykającym rękę w ogień, i drugą - z zabiciem obstawy Cornwell. Cała reszta - nie wiem po co, i o czym, to było, choć napisy pilnie czytałem.

resetta:
Od poczatku jak tylko pojawila sie informacja o tym, ze ona bedzie kapitanem czekano na nia

To jest kolejny dowód na rzecz tezy, że ktoś tam powinien szukać innej roboty. Bo przecież już na starcie ogłoszono (polecam lekturę stosownego niusa z ST.com), że Yeoh zagra "Captain Georgiou, the Starfleet captain aboard the starship Shenzhou." (o którym to statku nigdy nie mówiono, że jest tytułowy, wyłącznie, że jakoś tam ważny) - czyli niby wszystko zgodnie z prawdą, ale nagłaśniano rzecz w taki sposób, że rozdmuchiwało to zarówno fabularną rolę Shenzhou, jak i znaczenie Yeoh (tudzież jej bohaterki). Przy czym... gdyby retrospekcje z P.G. i jej statkiem powracały co odcinek, to by to nawet miało sens, bo byłby to istotny C-plot (B-plotem byli Klingoni) równoległy do głównej fabuły. A tak, w efekcie wrzucenia tego wszystkiego do pilota - nie tylko rola Georgiou/Shenzhou (na chwilę) wzrosła, by zaraz potem gwałtownie zmaleć, co skalę zmyłki powiększyło, ale i marketingowcy na durniów wyszli. Z tym, że to nie tyle ich wina, ile tego mędrca, który w ostatniej chwili kazał przemontowywać.

EDIT: wracając jeszcze do:
resetta:
Orv wygrywa tez w popularnosci i akceptacji ogolnej cameosami, ale jest to wygrywanie nieuczciwe. Na tej samej zasadzie DSC skoczyloby pewnie pod szczyty popularnosci jak wystapilby tam Shatner, Stewart albo chociaz Whoopi g.

Nie jestem pewien. czy jest to nieuczciwe. Skoro CBS nie sięga po ludzi, którzy kiedyś z Trekiem byli związani (pracując po jednej czy drugiej stronie kamery), to nic dziwnego, że ekipa ORV ich rekrutuje, ale to nie jest podstępne działanie z jej strony, tylko głupota "konkurencji"*, wyzbywającej się atutów, które gładko mogłaby wykorzystać.

* Cudzysłów, bo jednak nie chcę widzieć tych seriali przeciwnikami.
Q__
Moderator
#10 - Wysłana: 18 Sty 2019 19:00:07 - Edytowany przez: Q__
Świadomie napiszę to tu. Nie wiem czy dostaliśmy najlepsze (jak dotąd) odcinki obu serii, ale niewątpliwie były najbardziej wyważone, najbardziej w duchu klasycznego ST (z czego ten ORV na jedno jakby nakręcony lepiej, i wyraźnie głębszy, ale na drugie znów bardziej przewidywalny, bardziej oczywisty, powielający sprawdzone patenty; ten DSC jest z kolei awanturniczą - acz już nie wariacko gnającą, co na plus - soft SF-ową opowiastką w niezbyt grubej, ale przyjemnej w smaku, Trekowej polewie). Rywalizacja im służy czy jak?

W każdym razie jeśli ekipy obu serii nie zaniżą lotów dostaniemy trochę fajnego (acz wciaż nie sięgającego poziomu najlepszych epizodów klasycznego ST, cały czas poruszamy się na pułapie 3/4) Treka do oglądania.
Dreamweb
Użytkownik
#11 - Wysłana: 21 Sty 2019 09:50:56
Q__:
Rywalizacja im służy czy jak?

Służyć to służy na pewno. Ja jestem na 100% przekonany, że gdyby ORV nie istniał, drugi sezon DSC wyglądałby zupełnie inaczej. Pewnie dalej miałby więcej nawiązań do klasyki ST, żeby fanów zadowolić (dlaczego nie chcieli ich zadowolić już od pierwszego sezonu to odrębne pytanie). Ale te akcenty humorystyczne, to bardziej kumpelskie traktowanie się załogi, to przybijanie piątek, to jest wszystko wzięte z ORV. W drugą stronę przepływ jest dużo mniejszy, bo ORV "pije" do starszych seriali, ale jednak z tego DSC coś tam uszczknął, nie tylko nazwisko Tyler, ale także ten większy mrok i powagę drugiego sezonu, w postaci scen takich jak to grożenie obcięciem palca choćby.
Q__
Moderator
#12 - Wysłana: 23 Sty 2019 16:59:46 - Edytowany przez: Q__
Dreamweb

Jeszcze a propos rywalizacji... Pojawiają się głosy, że CBS celowo idzie na czołówkę:
http://www.youtube.com/watch?v=RF-BQeWbZYE

ps. Star Trek Nitpickers - jakby podchwytując pojedynkową konwencję - porównują ORV "Nothing Left On Earth Excepting Fishes" i DSC "Brother":
http://www.youtube.com/watch?v=_QmkMMBYexQ
Q__
Moderator
#13 - Wysłana: 25 Sty 2019 16:47:39 - Edytowany przez: Q__
Przyznam bez bicia, jeszcze nie oglądałem (mam - jakkolwiek to zabrzmi - sprawy życiowe ważniejsze niż ST), ale podobno obie serie tym razem dały radę i zaserwowały klasycznego, Problemowego, Treka z planetą odcinka (jakie to planety byłoby dubeltowym spoilerem i to sporym). Ha, chyba zrobiło mi to apetyt...
Q__
Moderator
#14 - Wysłana: 2 Lut 2019 12:01:49 - Edytowany przez: Q__
Obejrzałem w międzyczasie DSC "New Eden" i ORV "All the World Is Birthday Cake" i powiem Wam - uwaga, będą SPOILERY - że po prostu widać, że są to odcinki Treka post-ENT (w negatywnym znaczeniu), że równia pochyła trwa.

Zacznę od DSC - początek jest tam męczący, ktoś z twórców* najwidoczniej postanowił obrzydzić mi Stametsa, bo każe biednemu Paulowi wygłaszać informacje nt. biologii grzybów (te z poziomu komunałów) tonem objawień i dokładać do owych truizmów jakieś niby-mistyczne głębie (bo skoro przedstawiciele królestwa Fungi recyklingują wszystko, to czemu nie dusze zmarłych - sic!). Tak, wiem że prawdziwy P.S. niewiele tylko mniej nawiedzone teorie głosi, ale, podobnie jak w wypadku ORV "Home", to byl ten moment, w którym musiałem się przymusić by oglądać dalej... Potem, cóż, dostaliśmy - faktycznie - najbardziej Trekowy odcinek Discovery, przy czym to była Trekowość na miarę epizodu wczesnych sezonów ENT - niby mamy ciag dalszy badania anielskich anomalii (co zdaje się wpisywać zarazem z schemat znany z TMP, i z TOS-u/TNG, gdzie też różne Obce potęgi testowały bohaterów), niby ładnie zarysowane zderzenie religijnego** (broniona przez Pike'a perspektywa tubylcza***; skądinąd wiara tego Christophera P. wydaje się nawet interesująca - takie podparte naukowo chrześcijaństwo w stylu tiplerowskim****) i naukowego (Michaśka, któż inny?) spojrzenia na sprawy, niby cytowany jest Shakespeare i Prawo Clarke'a, niby mamy klasyczny spór o PD (jasne, dotąd wobec ludzkich kolonii***** nie obowiązywała, ale w sumie DISCO-wego podejścia da się tu bronić, jest nawet logiczniejsze: czemu w końcu jedne kultury traktować tak, a drugie inaczej, skoro wszystkie w ostatecznym rachunku pochodzą z jednego humanoidalnego źródła, czy co było po drodze ma aż takie znaczenie?), ale calościowo fabuła jest chaotyczna - najpierw gadamy o konieczności nieinterwencji, potem interweniujemy - na paru płaszczyznach - na całego (ratujemy tubylców, robimy za objawiające się anioły, wreszcie dajemy lokalnemu uczonemu - z przeprosinami - zaawansowaną technicznie bateryjkę), i wszystko to bez jakiegoś szczególnego planu, bez przemyślenia co, jak i dlaczego. Ot, tak wyszło, zupełnie jak Archerowi.******
Osładzają to jednak nieco pewne drobiazgi: osadzenie akcji w Kwadrancie Beta, info o przeszłości Owosekun (wychowała się między luddytami) i Detmer (pilotuje od dziecka), sprytne urządzonko do kierunkowego pobierania próbek, porcja ciemnej materii miażdżąca stół (skojarzenia z butelką z ORV murowane i pojawia się pytanie kto czerpał od kogo), pokazany jakoś lepiej niż dotąd (pierwszy raz mnie wizualnie nie raził) napęd grzybkowy*******, parę kosmicznych widoczków (znów planeta z pierścieniami? hmmm...), kolejny kapitański moment Saru (nawet gdy ochoczo pogwałcił ledwo co cytowaną PD, a zastosowane przezeń - podpowiedziane przez Tilly - rozwiazanie z meteorem-magnesoodkurzaczem zapachniało sekwoją z orville'owego pilota, generując przy okazji nieuniknione pytanie czy zostawiony potem sam sobie - musieli przecież zwiać z jego pola grawitacyjnego - superciężki kawałek ciemniej materii z czasem w planetę nie jebutnie). Ba, nawet tego, że Sylvia T. z duchem gada się nie czepnę, bo mi to ładną continuity z STC "The White Iris" robi.
(To, natomiast, że potwierdziło się, iż Spock trafił do psychiatryka oceniać trudno, nie znając kontekstu.)
Ogólnie nie ma wątpliwości, że to jest ST, jako się rzeklo (i w tym sensie rozumiem wysokie noty na IMDB - trzeba Kurtzmanowi i spółce palcem pokazać właściwy kierunek), doceniam też reżyserię Frakesa, ale do zachwytu mi daleko.

* Posądzam Fullera, który wciąż robi za konsultanta.

** Zastanawiam się jak nieprzejednana ateistka Beyer to znosi...

*** Owszem, powstanie takiego ekumenicznego synkretyzmu wydaje się mało prawdopodobne, ale broni się on na płaszczyźnie symboli, jako przykład religijności, która nie jest fanatyczna, ani agresywna, więc przeciwstawianie jej wojującej niewiary nie ma sensu.

**** Acz trudno nie zpytać czemu - skoro już grzybowy mistycyzm nam fundują - sprawy kształtującej Kosmos grzybni z materii egzotycznej jakoś z tym nie spletli... Dobry przykład wyższego bytu przecież stanowi.

***** Gdzie zaistnienie tej konkretnej skojarzenia z "The Paradise Syndrome" budzi, i do stawiania określonych pytań prowadzi:
http://www.youtube.com/watch?v=CLcIRmXvL1M

****** Przy czym to Burnham ma ostatnie słowo, za to Pike prawo do heroizmu.

******* Dlaczego użyto go dopiero teraz?

ORV - tu początek był b. obiecujący - komunikacja radiowa, Pierwszy Kontakt, piękna bateria radioteleskopów (i odjazd kamery od planety)... Ogólnie wyglądało to wszystko jak klasyczny Trek nakręcony ze współczesnym budżetem, przy obrcnych możliwościach techn.
Potem? Astrologia zasłużyła z pewnością na obśmianie, a rzutowana na Obcych odcinka, skłonność do dyskryminowania bliźnich z byle powodu na potępienie (w istocie: po co ktoś miałby przylatywać z takimi gadać), więc można tu mówić o wywiązaniu się z obowiązków Treka. Podnoszone paralogizmy na upartego da się obronić (tubylcy tak ślepo wierzą w swój system, że nie zastanawiają sie nad tym, iż nad innymi planetami świecą inne gwiazdozbiory? czemu nie, skoro są irracjonalni i wszędzie widzą celowość, mogą uznać swoją perspektywę za uprzywilejowaną dla Wszechświata, w końcu w ziemskiej astrologii wciaż liczy się wszystko geocentrycznie; gładkie wybaczenie masakry jaką urządzili Kelly i Bortus - ponownie: ich mordercze skłonności były wszak niby zapisane w gwiazdach, skoro układ gwiazd się "zmienił" to może - zdaniem miejscowych - zło z nich wyparowało, zostawiając samo dobro, więc teraz już aniołkami będa, niewinnymi tego, że przedtem gwiazdy kazały im zabijać; żagiel słoneczny? - w sumie nie wiemy jak daleko od tej planety jest - to, że pewne wątki pokazano nam symultanicznie nie musi wiele znaczyć, no i słyszymy o sporej przewadze technologii Federacji nad tubylczą, więc może i faktycznie mogli planetarne skanery czy detektory oszukać, a kto przesądny ten wielu pytań nie zadaje), reżyseria jest b. sprawna - jestem skłonny uznać, że McNeill wypadł tym razem lepiej od starszego kolegi (i zrobił to, co stosowano dotąd raczej w DSC - tempem przykrył w dużym stopniu elementy bzdurne, nie dając widzowi czasu na namysł), ale tym, co budzi wątpliwości jest logika postępowania (pchanie się bez przeprowadzenia stosownych obserwacji do Kontaktu przez co teoretyczny drobiazg rośnie do skali gigantycznego problemu*) i etyka (skoro Obcy są barbarzyńscy, to można ich mordować** podpierając to jeszcze wpisywaniem się w PD***; skoro są głupi, bo zabobonni, to wolno ich - w poczuciu wyższości - ogłupiać jeszcze bardziej technologicznymi sztuczkami) bohaterów. Ogólnie i to przypomina wyczyny kapitana Archera (ot, choćby często krytykowane decyzje z "Dear Doctor" czy stosunek do Sima), musząc tym bardziej razić w XXV wieku (ależ bym psioczył gdyby to kanon był...****).
Aha: nowa szefowa ochrony? Dwa stereotypy - niesubordynowany (pod)oficer, co bija przełożonych i herod-baba w jednym, ale nie wypada źle, może da się ją polubić.
I jeszcze słówko o gospodarce postaciami - 1. fatalnie niewykorzystani są w tym odcinku ISAAC i John (choć ten drugi przynajmniej pod koniec ma okazję błysnąć i nagadać się), 2. bohaterowie pracują zespołowo - co na plus, bo w kolektywistycznym duchu ST - ale jakoś dziwnie to wypada: pilot buduje coś z inżynierem, szefowa ochrony studiuje lokalną kulturę... Chcialoby się wiedzieć jakie oni w końcu (drugie) specjalizacje mają.
Natomiast wizualne nawiązania do TNG, w tym do banneru z okazji Captain Picard Day, oczywiście na plus. To samo ironicznej subwersji Roddenberryzmu cd. - czyli to, że w kluczowym momencie oświeconemu Cassiusowi puściły nerwy i domagał się rozwiązań siłowych. Jak również słynna już splagiatowana mowa. I wykład o bezgotówkowej ekonomii. Oraz budynek z "jedenastki". Tudzież wzmianka o planecie Izar. No i miło zobaczyć, że kwestia miłosnych relacji Eda i jego ex- wciaż wydaje się otwarta.
(A znów recydywa nieśmiesznych wstawek humorystycznych zasługuje na zganienie.)

* Przypomina się spotkanie z Kreetassanami z początku ENT "Vox Sola", ale i niefrasobliwość mercerowej XO i LaMarra z wcześniejszych epizodów.

** Choć od biedy zawsze da się tłumaczyć, że w obozie było gorzej niż nam pokazano i strażnicy sobie zasłużyli.

*** Swoją drogą: gdyby użyli Transportera (choćby na zasadzie wyjątku, że ISAAC itp.), albo choć przypomnieli sobie co TNG i VOY mówiły o wskrzeszaniu świeżych, niezbyt zmasakrowanych, trupów, pewnych idiotyzmów by nam to oszczędziło (ot, wyrwałoby się więźniów z obozu Transporterem, albo kazało się im podjąć samobójczą próbe ucieczki, by potem odzyskać od lokalnego rządu i ożywić ich zwłoki).

**** Na to, że admiralicja zdaje się nie mieć problemu z takimi poczynaniami naszych wesołków - też.

Ogólnie obie w/w historie ocenilbym na 2+/4 (bo w obu scenarzyści mieli coś istotnego do powiedzenia*, nie potrafiąc tego jednak przełożyć na dobrze skonstruowaną narrację), zgadzając się wszakże, iż DSC zasłużyło tym razem na większy plus (choćby dlatego, że bohaterowie sprawdzili gdzie się pchają). Aha: i po raz kolejny luźniejsze podejście ORV do PD zdaje się stanowić paradoksalny argument na rzecz tezy, że lepiej tej Dyrektywy pilniej przestrzegać.

* Materiał na potencjalne klasyki był.

A teraz biorę się za obecne odcinki.
Q__
Moderator
#15 - Wysłana: 7 Lut 2019 19:36:50 - Edytowany przez: Q__
W nawiązaniu do poprzedniego posta... Jedna z ważniejszych scen z odcinka DSC "New Eden" (przyznać trzeba: udała się Frakesowi):
http://www.youtube.com/watch?v=CsUd-S4Ln9I
(BTW. jak ją tak sobie oglądam, to zaczynam się zastanawiać czy Jacob nie jest jakimś przodkiem Crafta z "Calypso".)

I analiza decyzji, którą podjął w w/w epizodzie Pike (by Lore reloaded):
http://www.youtube.com/watch?v=JGiLbnlv9pQ
Q__
Moderator
#16 - Wysłana: 9 Lut 2019 16:39:23 - Edytowany przez: Q__
A może, zamiast konfrontować, poszukamy podobieństw dla odmiany?
http://www.youtube.com/watch?v=8_kflONxOsY
http://www.youtube.com/watch?v=7Fn8H1H3c1c
http://www.youtube.com/watch?v=abRIF99a_wk

A można i spróbować po prostu wiadome seriale porównać:
http://www.youtube.com/watch?v=Sav4j15vLXs
Q__
Moderator
#17 - Wysłana: 2 Mar 2019 02:24:51 - Edytowany przez: Q__
Dreamweb

Napisałeś o przedostatnim epizodzie DSC:
Dreamweb:
Odcinek obejrzałem, nie wiem za bardzo co o nim napisać.

Ja w sumie miałem takie wrażenie meh-atości zarówno ORV "Identity. Part 1", jak i DSC "The Sound of Thunder". Owszem, oglądając oba te odcinki ma się wyraźne wrażenie obcowania z Trekiem (a nie np. z reklamą pasty do butów), co zwłaszcza w wypadku Discovery jest sukcesem, owszem, oba są ładne wizualnie (The Orville dostarcza przy tym bodaj najlepszych scen jakie można było znaleźć w ekranowej SF na przestrzeni paru ostatnich lat) i wciągające emocjonalnie (DSC jakby odrobinę bardziej, może dlatego, że zostawia mniej czasu na refleksję), ale oba pisane są tak niechlujnie, że jak się jest na Lemie, "Odysei..." i TNG chowanym, to trudno się nimi cieszyć w stopniu, w jakim cieszyć się można było takim np. "TBoBW".
Zacznijmy od ORV - sceny pożegnań ISAAC-a z niedoszłą rodziną i ze współzałogantami (te przejęte dzieciaki Claire, to przyjęcie niespodzianka, tak w zasadzie b. spodziewane, ten wolno opadający na podłogę rysunek Ty'a) działają - rzecz jasna - tak jak działać powinny, widoki maszynowego miasta robią należyte wrażenie, to samo jaskinia pełna szczątków ofiaro-twórców Kaylonów (która stanowi w dodatku czytelne nawiązanie do otwarcia wiadomego filmu Camerona), są też różne smaczki dobrze się sprawdzające w kontekście całej SF/szeroko pojętego Treka i jego tradycji/różnych współczasnych dyskusji/samej serii lub tylko jako żarty (choćby: fajna gra z początkowej sceny, rzucone od niechcenia pytanie czy obiektywnie mierzalna intelektualna przewaga usprawiedliwia wynoszenie się nad mniej rozumnych, to, że pani doktor usiłuje poinformować swoje dzieci o związku, o którym wszyscy wiedzą - najwidoczniej jest to nowa orville'owa tradycja, zgłaszane przez bohaterów zapotrzebowanie na Manual - Kaylona ale zawsze, dyskusja o tym czy wyłączony ISAAC jest żywy czy martwy, i czy zająć się nim powinien inżynier czy lekarz*, tudzież obligatoryjne poszukiwanie wewnętrznych i zewnętrznych anomalii mogących odpowiadać za jego "awarię"**, konsekwentny pro-Kontaktowy idealizm naszych bohaterów, sprytne rozbudzenie nadziei widza na to, że za chwilę zobaczymy lądowanie statkiem, czyli coś, czym klasyczny Trek rzadko nas raczył***, skanowanie niczym wyjęte z TMP i związane z nim rakowe obawy Gordona, wspomniane od niechcenia systemy obrony planetarnej, rozgrywane ładniej niż dotąd - acz wpisujące się w ograny schemat - różnice pomiędzy myśleniem maszynowym a ludzkim****, widoki zieleni na statku i w holodecku, jakby wyjęta z tezaurusa Q i innych takich - w tym przybysza z filmu "Virus" - b. surowa ocena naszego gatunku, podana liczebność ras członkowskich Unii/Federacji, możliwość przesyłania obrazu z tricordera*****, śpiewający Malloy), ale zasadniczo rzecz zbudowana jest na idiot plocie, gdzie idiotami są, rzecz jasna, rodacy naszego androida******, którzy:
1. włączają ponownie ISAAC-a, na prośbę tych, których i tak zamierzają sprzątnąć,
2. nie niszczą ich statku na starcie, choć mogliby to zwalić nawet na automatyczną reakcję wspomnianych systemów defensywnych,
3. nie wykrywają, że najmłodszy Finn błąka się po ich planecie (tak duża ich zapobiegliwość i techniczna przewaga),
4. biorą jeńców, choć teoretycznie są ludobójcami.
(Owszem, teoretycznie broniłaby ich wersja, że jest to symulacja-test, ale tylko o tyle, że w tym wypadku nie oni byliby durniami, tylko Fedków za imbecyli, którzy nie zauważą, że za łatwo im idzie, by mieli.)
Przykro mi, dla mnie to już rozkłada tę historię i powoduje, że - mimo wspomnianych b. mocnych elementów i czysto Trekowego klimatu - nie mogę dać jej więcej niż 2,5/4. A swoje jeszcze dokłada zmarnowanie okazji do pokazania naprawdę Obcej cywilizacji maszyn (rozumiem, że humanoidy jej przodków zbudowały, ale czy musi trzymać się humanoidalnych kształtów? mogli błysnąć kreatywnością... i szarpnąć się na trochę CGI) i zaburaczenie tego, co wiemy o ISAAC-u (dotąd jego oczy miały być czystym ozdobnikiem, teraz nagle mają funkcję, dwa odcinki temu wykształcił sobie silne uczucia, by znów przestać je okazywać, jego forma miała wynikać z funkcji ambasadora, teraz okazuje się, że cały gatunek ją ma). Znaczy: nie chcę wyjść na marudę, ale daleko mi do podzielania powszechnych zachwytów.

* Ładnie się to zazębia z niedawnymi sporami Stamets-Reno, a jest wyraźnie od nich głębsze.

** Kto oglądał TNG i VOY - ten zrozumie.

*** Choć już pogranie, że Kaylon 1 na pierwszy rzut oka wydaje się mniej industrialny niż zaraz się okaże, że jest, zdaje się niepotrzebną próbą podkręcania napięcia.

**** Aczkolwiek użycie tekstu o binary choice to już przeginka, nie godzi się popadać w klisze aż tak.

***** Na viewscreen, który się okazał szybą, jak u JJ-a.

****** Choć i Edek, prostodusznie gnając po wyjaśnienia w obliczu zwałów kości, na geniusza nie wyszedł.

Z DISCO tym razem mam inny kłopot. Owszem, elementy usilnego robienia dobrze bohaterom (aniołek rozwiązanie palącej sytuacji Kaminaru sprowokuje, i na koniec z pomocą pospieszy, Baul zabiorą się za wykańczanie Saru i Siranny b. niemrawo i nieskutecznie, choć i z nich niby ludobójcy) i obracania w głupotę tego co dotąd (wychodzi na to, że superzaawansowana UFP nigdy nie ustaliła kogo przyjmuje w swoje szeregi*, bo genotypu wiadomego Kelpianina nie przebadała, tym samym nie potrafiąc istotnych rzeczy o jego fenotypie ustalić**) i tam się znajdą, ale podstawowym problemem jest to, że - choć nietrudno pochwalić odwagę (i ładnie demonstrowaną godność) Pierwszego NCC-1031 (acz trudno też z przekąsem nie zauważyć, że wypadłyby te sceny jeszcze lepiej gdyby wciąż musiał przełamywać strach) i utożsamić się z pryncypializmem i finalną decyzją Pike'a*** (że - po kirkowemu - przewracamy nieludzki system bez względu na koszty****), to tak w zasadzie dostajemy tylko dość bezsensowne urywki obrazu sytuacji na centralnej fabularnie planecie, które nie pozwalają na bardziej zniuansowaną ocenę tego, co bohaterowie zastali, a więc i tego, co ich interwencja (na logikę) przyniesie. Nie wiemy ani czym Kelpianie ostatecznie są (w sensie biologicznych i psychologicznych predyspozycji), ani dlaczego Baul tępili, ani jak ci ostatni zdołali odwrócić kartę, ani czym oni z kolei są... Wszystko zostaje sprowadzone do podejmowanych na oślep decyzji i najprostszych odruchów etycznych. Nie mówię, że takie odruchy są złe, ale od Treka chciałoby się oczekiwać "ciut" więcej (choćby już tylko zaakcentowania dlaczego kaminarskie porządki są niemoralne), w końcu to serial dla intelektualistów kiedyś był. Poza tym pojawia się jeden ostry zgrzyt - vaharai jest niby naturalnym etapem osobniczego rozwoju Kelpianina, rozumiem zatem, że od biedy da się bez większych szkód przyspieszyć ten proces u dorosłych, ale u dzieci? Czy im to - na logikę - nie powinno zaszkodzić? I jedna pomniejsza irytująca głupota - Airiam pokazana tak, jakby przyjmowała rozkazy od Tilly; wiem, że Trek nie takie rzeczy zna (kłaniają się Wesley, Harry i neoKirk), ale really? Chorąży ot tak mówiąca komandor co ta ma robić? No i mogliby się też zdecydować jaki w końcu rozmiar mają baulskie statki. Tudzież nie przesadzać z gloryfikacją Michaśki (dlaczego ona się połapała, że XO Disco chce się oddać w ręce swoich dawnych panów, a nikt inny na mostku nie?***** i za co właściwie Saru tak wylewnie akurat jej dziękował, skoro ratowali go wszyscy?). Oraz chaos nazewniczy uporządkować, bo jakże to, że Leland - kapitan, ale Tyler - agent (że statek ich Sekcji nagle gdzieś znikł? zauważenie tego, to już kopanie leżącego).
Oczywiście i tu pozytywy się znajdą, choćby otwierająca scena z kwiatem fredalii (który stanowi nowy, fajny wkład w kanon) i (niezbyt mądrym, jak zwykle, ale nie oczekujmy cudów) monologiem (jaka miła odmiana, że to on go wygłasza) kopytnego komandora******, ładne rozgrywanie przemiany Saru (nie chciał ustąpić kapitańskiego fotela, i ogólnie stał się agresywniejszy) i obecnej sytuacji Culbera (nawet na płaszczyźnie symboli - stracił definiującą go bliznę z młodości), fakt, że kontynuowany jest wątek badań nad danymi z kuli (nawet jeśli ich użycie do rozwiązania Zagadki odcinka pokazane jest w sposób pospieszny i infantylny), b. dobre - i poniekąd idące naprzeciw fanowskim wątpliwościom (związanym z tym, że jej brat ot, tak sobie dom porzucił) - pokazanie ambiwalencji stosunku Siranny do Saru (i ogólnie tego, co się w niej kłębi), wrzucone gdzieś od niechcenia, na marginesie, zestawienie otwartego podejścia GF z podejrzliwym - S31 (choć towarzyszące mu ostre sugerowanie, że anioł dokonuje chronoklazmów, to zbyt mocne ujawnianie przyszłych twistów), zwrócenie mimochodem uwagi, że bydlęca egzystencja Kelpian ma i rajskie aspekty, co nadaje wyborom bohaterów choć pozór ambiwalencji, pewne uporządkowanie chronologii (wiemy że Saru nie było w domu 18 lat), podanie ile (z grubsza) języków UT zna, drobny akcencik prouchodźczy (związany z sytuacją wiadomo kogo), i lekki powiew automatyzacji (drony Baul i systemy ichniego miasta), "Fascinating!" Burnham, przypomnienie o niedawnej wojnie i jej gorzkiej cenie, czy b. TNG-owski moment, w którym zastępca Pike'a pokazuje swojej siostrze świat z wysoka.
Niemniej i tu całościowej oceny nie dam - również wbrew powszechnym gustom - wyższej niż 2,5/4.
(Aha: co tam się w tym DSC ponapisowo szykuje? Spock, anomalia, Cesarzowa i... Mątwa z "Matrixa"???)

* Poniekąd koresponduje to z resettową krytyką faktu wpuszczenia Saru w szeregi GF.
Q__
Moderator
#18 - Wysłana: 2 Mar 2019 02:41:26 - Edytowany przez: Q__
** Prawda, w TOS-ie Bones też miał b. umiarkowane pojęcie o fizjologii Spocka, ale czy twierdząc, że chce się udoskonalać Treka należy powtarzać stare błędy?

*** Fajne jest gdy wyrywa mu się "bastards".

**** Choć gdyby nie pomoc anielska...

***** Pomijam, że jak się zorientowała, to zamiast gnać za nim powinna Transporter zablokować.

****** No i pochwalić trzeba przebłysk twórczej samoświadomości przejawiający się w pytaniu czym jest Kelpianin bez strachu.

Wypada też zauważyć, że znów obie serie w podobieństwa idą - tym razem to Halsey "Godspeedem" rzuca, a i regularni bohaterowie The Orville dwakroć Boga wzywają, w obu też dostajemy luźniejszy, DS9-owski stosunek do mundurów (jak nie Claire bez bluzy po holo-drzewach hasa, to Saru z rozpiętym suwakiem/kołnierzem paraduje) no i - o czym już w sumie wspomniałeś - Kayloni mają naturalną broń po bokach głowy tak jak przemienieni Kelpianie*, i złowrogą czerwienią błyskające oczyska jak tych ostatnich ciemięzcy. Wreszcie - co najważniejsze - obie serie fundują nam (potencjalnie) b. fabularnie owocne wizyty na ojczystych planetach swoich najpopularniejszych Obcych oficerów mostkowych, redefiniując zarazem tych oficerów.

* Co sensu nie ma, ale fajnie wygląda.

ps. A Jammer dwakroć się zachwycił*:
https://www.jammersreviews.com/orville/s2/identity 1.php
https://www.jammersreviews.com/st-dsc/s2/sound-of- thunder.php

* Może, szczęściarz, potrafi wyłączyć krytyczne, nastawione na czepianie się szczegółów, myślenie, i poddać się emocjom, obrazom, i biegowi narracji, bo na tej płaszczyźnie oba w/w epizody stanowiły chyba najbardziej satysfakcjonujące odsłony swoich serii (na co składało się również to, że były - mimo wszystko - najbliższe, z całego DSC i ORV, formuły klasycznego ST)**.

** Przyp. do przyp.: patrząc od strony plusów, zadowalającą formę już obecne Treki mają, teraz trzeba "tylko" wpisać w nią odpowiednią treść (zwł. ładunek intelektualny mam na myśli).
resetta
Użytkownik
#19 - Wysłana: 2 Mar 2019 04:22:21 - Edytowany przez: resetta
https://docs.google.com/document/d/1uFTfvxOs0zh5X4 0tPjOHiCK0Q4oe6Hjy7h_mKOsRlAk/edit?usp=sharing

Masz, to moj pozegnalny podarunek w tym watku, gdzie tak sie sam produkujesz. W watkach o odcinkach byloby to o wiele dluzsze i szczegolowe. Tutaj sie dopisalam do tego z czym sie zgadzam bez wmawiania mi, ze to ja znow jedno ganie, drugim sie zachwycam, bo nie napisalam tego co mysle zaraz po emisji tak jak mialam zamiar.
Nie musisz dyskutowac, odpisywac, nie bede juz tego przeciagac i dalej sie bawic w gdybanie o odcinkach.
A KAEMA nie wygnaliscie bezposrednio, ale traktowaniem go i tego co pisze, podobnie jak teraz mnie. Dobrze wiesz o co chodzi i jak to dziala.
Q__
Moderator
#20 - Wysłana: 2 Mar 2019 11:02:25 - Edytowany przez: Q__
resetta

Odpiszę, bo liczę, że to jednak nie będzie Twój pożegnalny post.

Odniosę się głównie do spraw dotyczących Saru.
1. Tak, ta jego obecna agresywniejsza postawa ma się zazębiać z wątkiem planety świetlików i IMHO,
2. Była wzmianka, że rosną mu kły.
3. Burzenie systemu na Kaminarze nie mogło być jego prywatną nieregulaminową robotą (wykonaną w dodatku najlepiej bez mieszania w to aniołka*), choć byłoby to najbardziej logiczne (i moralne - zmiana przychodzi od wewnąrz, poniekąd) rozwiązanie, bo wyklucza to charakter DSC - raz - wszystko musi być tam (z sensem czy bez) podporządkowane metaplotowi, dwa - twórców nie stać na przestoje (np. sensowny proces Saru, po tym co by zrobił**), bo akcja ma gnać.

* Co wydaje się naciągane, bo wychodzi na to, że celem skrzydlatego jest rozwiązywanie za kelpiańskiego komandora jego problemów (których ten najwyraźniej, w oryginalnej linii czasu, sam rozwiązać nie był w stanie).

** Zresztą do tworzenia przytomnych wątków sądowych też nie są zdolni, co pokazał pilot.

Natomiast jeśli chodzi o Setha, to zgadzam się, że choć daje nam fajnego Treka (in disguise), nie powinien być za to apriorycznie głaskany, a poddawany delikatnej presji (wiem, w kulturze hejtu/hype'u i stałego bicia się o wznowienie serialu na kolejny sezon, to trudne*), by kręcił również mądrego Treka (zwł., że ma w ekipie fachurów od tego, którzy teraz najwyraźniej się nie wysilają).

* Więc nie mam do hype'ujących pretensji.

And one more thing: kaylońskie miasto w istocie mogło być bardziej maszynowe, bo w tym zakresie nie tylko do TMP, ale i do borgowych struktur z FC się nie umywa.

EDIT:
Z innej beczki: byłbym zapomniał... w przedostatnim odcinku DSC, który tu omawiamy, pokazanie aniołka z bliska miało być chyba jakimś przełomem... Owszem, ukonstytuowało go to ostatecznie jako humanoida w techsuicie i tym samym zasugerowało, że zaraz poznamy jego prawdziwą naturę, ale był to jeden z najmniej mnie ruszających momentów w/w epizodów obu serii.
Q__
Moderator
#21 - Wysłana: 15 Mar 2019 09:55:33 - Edytowany przez: Q__
W ramach nadrabiania zaległości... Jak mówiłem odcinek DSC "Light and Shadows" przypadł mi do gustu bardziej niż ORV "Identity. Part II" i zaraz wyjaśnię dlaczego. Otóż oba te epizody były zasadniczo akcyjniakami z naciąganymi rozwiązaniami fabularnymi, ale z dwojga złego wolę kameralniejsze i nastawione na eksplorację kosmicznych anomalii, nie - bitwy. Owszem, przedprzedostatnia dotąd odsłona Discovery również obfitowała w takie zagrania jak ekspresowe ustalenie statusu aniołka jako podróżnika w czasie, niewyjaśniona w sumie (choć tydzień wcześniej już zapowiadana) eskapada Burnham na Vulcan - wiemy co zrobiła, i co to jej dało, ale nie powiedziano nam czemu takie przeczucie ją tknęło; ot, najwidoczniej wykonała co państwo scenarzyści polecili i tyle, SuperStamets, którego czas się nie ima i SuperMichaśka co Sekcję 31 bez trudu wykiwa (słaby monitoring i takież skanery ma ten wywiad-w-wywiadzie), oraz konsekwentnie dobroczynna - jak na mirrorowego villaina przystało - mGeorgiou, ale z drugiej strony broniła się tematem przewodnim, którym był - jako się rzekło - badania nad fenomenem jakby żywcem wyjętym z TNG, a jeszcze bardziej z "Podróży siódmej" Lema, więc i z obowiązkowym temporalnym rozmnożeniem bohaterów mieliśmy do czynienia (jako miłośnik w/w utworu mogę się z tego tylko cieszyć); podobieństw do wojtyszkowej opowieści o Pciuchu, kto zechce, ten również zdoła się doszukać. Swoje dołożyła też udana - choć pretekstowa, jak to w DISCO - psychologia: Pike jest wzorowym kapitanem GF, który nawet gdy widzi samego siebie strzelającego - jak się zdaje - do Tylera, nie reaguje impulsywnie pod wpływem tego widoku, tylko nie daje nic po sobie poznać i z zimną krwią (oraz typowo Trekowym idealizmem), czeka aż dalszy rozwój wypadków pozwoli mu racjonalnie ocenić sytuację; Leland wyrasta na mającego gębę wzniosłych frazesów i uspokajających, a fałszywych, zapewnień hipokrytę (b. to pasuje do starokanonicznego charakteru Sekcji); no i kolejny kawałek układanki przedstawiającej pewną patologiczną rodzinkę z Vulcana mamy - tym razem Sarek dla równowagi poświęca syna dla córki; wreszcie: Tyler (którego dwoistość ładnie jest dyskutowana) w końcu nie robi za mazgaja. No i zarysowana od niechcenia wizja mrocznej przyszłości, w której zdają się mieć sporo do gadania niesympatyczne Sztuczne Inteligencje.
Prawda, znowu dostaliśmy w tle potencjalnie niepokojący tym, co może zwiastować, kawałek metaplotu - sugestia, że to obecny szef S31 zabił rodziców protagonistki (o czym ona nie może się dowiedzieć za żadne skarby), zdaje się rozpoczynać standardową (Heroes się kłaniają) zabawę w Mroczne Sekrety i Wielkie Przeznaczenia mającą przy tym sugerować nadzwyczajny status bohaterki, ale póki co jest to pozostawione kompletnie na marginesie. Dlatego skłaniałbym się do oceny gdzieś w okolicach 3, może nawet bez minusa.

Przedostatnia z wyemitowanych odsłon The Orville to teoretycznie spełnienie marzeń Trekera-militarysty. Nasłuchaliśmy się dotąd o bitwach o Wolf 359 czy (w KT) o Vulcan, teraz many w końcu okazję zobaczyć to w całej krasie, nakręcone z rozmachem godnym DS9 i otwierającej sceny SW EP III zarazem (i w sposób bijący na głowę klarownością starcia zbiorowe z DISCO). Tylko, że mnie to nie bardzo rusza, bo batalistykę ze starwarsowych Prequeli i z serii o Sisko uważam za absurdalną, a do tego dostajemy ponownie kompletne niedołęstwo Kaylonów* (Yaphit i Ty pałętają im się po statku w zasadzie jak chcą, ISAAC zachodzi rodaków od tyłu i rozstrzeliwuje kompletnie niewykryty); no nie można tak wprowadzać superpotężnych wrogów tylko po to, by potem im kazać - w imię rozwoju fabuły - podstawiać ostentacyjnie tyłki do bicia - ORV nauczyło się od DSC tego co najgorsze, zresztą nie tylko w tym zakresie, bo wątek krillskiej odsieczy też jest poprowadzony byle jak - Teleya się nie pojawia, choć naturalną rzeczniczką takiego sojuszu być powinna, niedawni wrogowie przybywają się w roli przyjaciół, bo tak, bo Seth sobie tego zażyczył (kojarzy się niechlubnie szybkie odbudowanie Federacji w AND, a tu jest jeszcze gorzej), a ich dowódca zdaje się koordynować działania w czasie walki (i po) z podrzędnym kapitanem jakim jest Mercer, a nie z oficjelami UFP, choćby z obecnym na ekranie Halsey'em (i jeszcze ozdobione jest to drobną aluzją do klasycznej BSG - Gordon w myśliwcu i w hełmie światłoczułych aliantów wygląda jak wyjęty z tej serii, co ma być fajne, a jest tylko wysilone). Prawda, obrazki są bardzo ładne, ale nie aż tak ładne by takie bzdury/niedoróbki przesłonić (bo wiele jestem w stanie Trekowi wybaczyć, ale nie to, że usiłuje mój intelekt obrazić).
Przy czym - owszem - MacFarlane niby usiłuje do akcji jakiś dyskurs o prawach AI i niewolnictwie dorzucić, jakieś morały o granicach dopuszczalnego odwetu prawić, ale wszystko to jest albo - w sensie ideowym - z "The Measure of a Man" skopiowane, albo oczywiste.
Za to mały plus przyznać muszę za zakończenie, za podkreślenie nowej samotności jedynego Kaylona we Flocie, a zarazem pokazanie, że jednak mu się tak kompetnie nie upiekło, bo Claire niby - przez rozum - urazy nie chowa, ale i wracać do dawnej sielanki (przynajmniej dziś, od razu) nie jest skłonna.
I tego plusa wystarczy by całościowo dać mocne 2+/4.

* Prawda, niby maskowane - a to Tallą jak szmatą rzucą, a to redshirta efektownie wykończą, co ma im badassery dodać - ale za mało tego.

Aha: trudno nie zauważyć, że mimo tak diametralnych różnic obie serie znów w podobieństwa idą - w obu zobaczymy bowiem wypasione wielkomiejskie widoczki jednego z centralnych światów Federacji (tu ojczyzny spiczastouchych, tam - Ziemi), w obu nerdowaci bohaterowie pozostawieni tym razem na drugim planie wrócą do starych nawyków (Tilly do przeklinania, LaMarr do rzucania "boom, bitchem" ), w obu też pojawi się wątek zagrożenia ze strony rozumnych maszyn i nielojalnego załoganta (w DSC będzie to zainfekowana futurystycznym softwarem Airiam).
Dreamweb
Użytkownik
#22 - Wysłana: 15 Mar 2019 11:18:30
Q__:
no nie można tak wprowadzać superpotężnych wrogów tylko po to, by potem im kazać - w imię rozwoju fabuły - podstawiać ostentacyjnie tyłki do bicia - ORV nauczyło się od DSC tego co najgorsze

Ale to jest (niestety) w głęboko zakorzenionej tradycji ST... Borg, Species 8472 i inni - najpierw tajemniczy, niepokonani wrogowie, z czasem okazuje się że ot, co najwyżej kolejni z nich naprzykrzający się podrzędni chuligani, z którymi łatwo można zrobić porządek... I zawsze w two-parterach pierwszy odcinek pokazuje beznadziejność sytuacji, a drugi że rozwiązanie było tuż za rogiem...

Q__:
sugestia, że to obecny szef S31 zabił rodziców protagonistki

Jak Michasia się o tym dowie, przywdzieje strój Batmana - to bym chciał zobaczyć.

Q__:
Tylko, że mnie to nie bardzo rusza, bo batalistykę ze starwarsowych Prequeli i z serii o Sisko uważam za absurdalną

Cóż, ja tym razem nie wcielę się w rolę fana-wiecznego malkontenta, co to jak mało akcji na ekranie, to narzeka że za mało, a jak dużo, to że za dużo. Skarżyłem się, że na początku 2 sezonu za dużo było opery mydlanej, no to dla przeciwwagi dostaliśmy wysokie natężenie "boom bitchów" - wobec powyższego muszę grzecznie zamknąć buzię.
Q__
Moderator
#23 - Wysłana: 15 Mar 2019 12:44:20 - Edytowany przez: Q__
Dreamweb

Dreamweb:
Ale to jest (niestety) w głęboko zakorzenionej tradycji ST...

Zgoda, ale nie pamiętam by kiedykolwiek aż tak naiwnie (ostentacyjnie naiwnie wręcz) taki motyw rozegrali.

Dreamweb:
Jak Michasia się o tym dowie, przywdzieje strój Batmana - to bym chciał zobaczyć.

Mnie to bardziej metodą Abramsa zapachniało.

Dreamweb:
Cóż, ja tym razem nie wcielę się w rolę fana-wiecznego malkontenta,

To wyjaśnij mi jeszcze jakim cudem w tej ciżbie potrafią latać .

ps. Co jeszcze we wspomnianych epizodach odnotować wypadnie?

W DISCO:
- to, że odcinek znów otwiera (niezbyt mądry) wpis dziennikowy,
- zbyt szybkie porzucenie sprawy Kaminaru (a niby wciąż w okolicy są),
- to, że dostajemy trochę ładnego działania zespołowego w duchu klasycznego Treka,
- to, że Saru, mimo przebytej przemiany, zachowuje się jak zwykle (jeśli na stanowczości zyskał, to nieznacznie), acz więcej dostał okazji do pomyślenia i pokapitanowania,
- powtórkę zewnętrznego widoku turbowindy,
- to, że Pike - jak Picard przedtem/potem - sam (i to nieźle) pilotuje,
- zmianę w czołówce - pojawia się anioł w techsuicie, za to nazwiska Cruza znów tam brak (po co go tak dodają i odejmują?),
- różnorodność widoków Vulcana (może nawet za dużą - od abramsowatej industrialnej stolicy po klasyczne pustynie i jaskinie), z czego najciekawiej wypada chyba rezydencja Sareka, a najbanalniej otaczająca ją Obca przyroda (czyli ziemska przefarbowana, jakb w ST XII i w Horizonie),
- użyte w roli smaczka trójwymiarowe szachy,
- fryzurka małej Michaśki i w końcu wypadający nieźle mały Spock (jedno i drugie w scenie retrospekcji,
- nowy wolkański rytuał - tokmar,
- logiczne kłamstwa Amandy (technicznie Ziemianka, ale wygląda jakby od męża się tego nauczyła (co zdaje się stanowić przyczynek do dyskusji o prawdomówności gatunku Sareka,
- scena gdy Christopher z Ashem, niczym Han z Chewbaccą, wspólnie kontrolki przesuwają,
- nowa fryzura Owosekun,
- pojawienie się Spocka, niezbyt efektowne (ale przynajmniej wiemy już, że nie mordował),
- psychomachia pomiędzy kapitanem, a tytułowanym, nie wiedzieć czemu, specialistem, porucznikiem z Sekcji zakończona klasycznym Trekowym kompromisem (i jakże znajomym wystrzeleniem plazmy),
- informacja, że katra stones osłaniają przed telepatią,
- znaczenie "Alicji..." (jako księga chaosu) w wychowaniu wiadomej parki,
- dalsze info o sarekowej rodzince (że Spock miał kłopoty w nauce i jak spory metody wychowawcze wyglądały)
- to, że Stamets ma w końcu nie tylko okazję za herosa robić, ale i coraz wyraźniej nadistotę z niego robią,
- wyraźnie przyduże tyłek i usta Sylvii T.,
- ładne kapitańskie słowa o ciągłej walce o przyszłość,
- tropy wskazujące na to, że recydywa wątku Temporal Cold War może się szykować,
- cała eskadra statków (i pokazana ponapisowo baza) S31,
- powrót Talos IV (a zaraz i Talosian).

W Seth Treku:
- b. nieudolna próba wyjaśnienia czemu Kayloni oszczędzili załogę (jakby nie mogl jej nagrań czy hologramów stworzyć przy tej technologii),
- wzmianka o Springsteenie,
- niezłomna wiara Ty w ISAAC-a,
- to jak wiele androidy bez twarzy potrafią czasem gestykulacją wyrazić (i jak zabawny ich brak mimiki bywa),
- teza, że zaufanie to słabość istot biologicznych,
- nowy kolor kaylońskich oczu - żółty,
- Dyrektywa 98 (czyli kolejny potencjalny rutynowy sposób na przechytrzenie nieprzyjaznych Obcych),
- śp. USS Roosevelt śp. kapitana Marcosa - Ed ostrzegł ich kodem, więc zniszczony (a la Gwiazda Śmierci)*,
- to, że ISAAC za późno powstał, by w zbrodniach brać udział (obie serie oczyściły swoich bohaterów z ledwo co stawianych im poważnych zarzutów)
- i to po kim nadał sobie imię,
- to, że Kayloni między sobą normalnie rozmawiają zaniast się np. radiowo komunikować (kolejna antropomorfizacja zbyteczna),
- pamięć twórców o potrzebach fizjologicznych bohaterów (słynne lanie w kącie hangaru),
- to, że Ed - jak do niedawna Pike - przyklepuje szalone plany podkonendnych
- pokazanie (i dość standardowe użycie jefferies tube,
- start promu ze statku w Warp, pierwszy taki raz Gordona (i towarzyszące mu zamkanie wrót przez przeciwnika, jak w ST III),
- bohaterstwo Yaphita i Ty'a,
- oraz, wynikłe z niehumanoidalności, możliwości pierwszego z nich,
- szary mundur admiralskiego adiutanta,
- to, że Flota jak zwykle szeroko rozsiana, okręty do obrony Ziemi ściągać dopieto trzeba,
- że bicie (z konieczności) rekordu szybkości owocuje widoczkami przypominającymi efekty lotu Falcona w SW,
- zaś kaylońskie statki (są większe i są mniejsze) to jakby mini-Gwiazdy Śmierci,
- starwarsowa (acz i do GQ nawiązuje) jest scena otarcia się ECV-197 o inną jednostkę Floty,
- kaylońskie rangi - Primary, Secondary, Tertiary,
- nazwy statków Floty - USS Hawkins, USS Quinby,
- standardowe już wyssanie redshirtów w Próżnię,
- to, że o mało do - równie standardowej - ewakuacji okrętu nie doszło,
- b. Trekowa dyskusja o tym czy ożywiać ISAAC-a (zderzenie racji moralnych,w tym lekkie nawiązanie do w/w "The Measure..."),
- widok odbudowy statków na orbicie,
- słowa pani doktor o tym skąd się klisze biorą,
- no i kolejny okruszek informacji o możliwościach - ale i sposobie myślenia - naszego (teraz już naprawdę naszego) androida związany z tym, jak sobie obraz porzuconego domu budował.

* Muszę przyznać, że była to najbardziej poruszająca emocjonalnie scena obu w/w odcinków, powiew czterogwiazdkowego Treka w niej czuć...
Dreamweb
Użytkownik
#24 - Wysłana: 16 Mar 2019 21:42:16
Q__:
zainfekowana futurystycznym softwarem Airiam

A zauważyłeś podobieństwo kropek w jej oczach w zainfekowanym stanie do podobnego motywu z serialowego Terminatora?

https://terminator.fandom.com/wiki/Three_dots

Widać macki Skynetu sięgają nawet cyborgów z innych uniwersów.
Q__
Moderator
#25 - Wysłana: 17 Mar 2019 13:14:05 - Edytowany przez: Q__
Dreamweb

Dreamweb:
A zauważyłeś podobieństwo kropek w jej oczach w zainfekowanym stanie do podobnego motywu z serialowego Terminatora?

Jasne. Zabawne zresztą, że i ORV (bo było - o odcinek - pierwsze) i DSC tak ostentacyjnie z "Terminatorów" teraz zaczęły czerpać...*

* Jeszcze zabawniejsze, że wątek agresywnej cywilizacji maszyn wprowadził lat parę przed nimi Jürgen Kaiser w swojej lalkowej kontynuacji ENTka (u niego dosłownie figurki T-800 grały).

ps. Major Grin ontopicznie:
http://www.youtube.com/watch?v=d6HtjWq8LwE
Q__
Moderator
#26 - Wysłana: 21 Mar 2019 01:05:57 - Edytowany przez: Q__
Długo wahałem się czy o ORV "Blood of Patriots" i DSC "If Memory Serves" pisać razem, czy osobno, bo to b. niepodobne do siebie odcinki. Ostatecznie - jak widać - uznałem, że razem, bo w obu wypadkach twórcy postanowili fundnąć nam klasycznego Treka... i obie te próby zakończyły się sukcesem, a jednak każdorazowo byłem ciut rozczarowany, bo nie był to - mimo swojej rzeczonej klasyczności - ST w jego stanach szczytowych.

Zacznijmy od The Orville. Po wręczaniu Yaphitowi zasłużonego medalu i wstawce humorystycznej wątpliwej, pierwszosezonowej jakości (acz marnowaną przy tej okazji eldoriańską - brzmi prawie jak "andoriańską" - wódkę godzi się dopisać do listy Trekowych trunków) dostaliśmy moralitet jakich pełno od TOS-u, po ENT i STC, niestety nie tylko wtórny wobec wiadomych wątków TNG i DS9, ale i źle napisany. Dotąd - skądinąd niezłe - epizody "Cogenitor" i "Lolani" zdążyły nam zasugerować, że Federacja nie zna prawa azylu, teraz złośliwi mogą powiedzieć, że i prawo do życia swoich obywateli gotowa jest gładko poświęcić dla wyższego celu (w tym wypadku pokoju z Krillami). Owszem, szczęśliwie okazało się, że ex-kumpel Gordona to podejrzany typ, co sprawę b. ułatwiło (potem jego - de facto samobójczy - zgon ułatwił rzecz jeszcze bardziej), owszem Ed dzielnie deklarował, że niewinnego na śmierć nie wyda, ale nikt wcześniej nie zadał pytania, czy ów uciekinier z obozu koncentracyjnego (bo tak wypada rzecz nazwać) w chwili dokonywania zamachów 1. wiedział o zawarciu rozejmu (niby można zakładać, że tak, przy ichniej skali informatyzacji, ale z ekranu to nie padło), 2. był poczytalny (teoretycznie Claire go badała i psychozy nie wykryła, jednak...), co mogłoby ocenę jego czynów (a więc i moralny ciężar decyzji o wydaniu go, lub nie, w ręce krillskiego kata) zmieniać - i trzeba to uznać zaczącą niedoróbkę (z gatunku tych, na które Roddenberry ani Piller by sobie raczej nie pozwolili).
Swoje dokłada też - odziedziczone po minionym two-parterze - ekspresowe, pachnące najgorszymi tradycjami AND, tempo nawiązywania w miarę normalnych stosunków z sąsiadami pokazywanymi dotąd jako nieprzejednani fanatycy (nawiasem: rola Teleyi w tym procesie znów trafiła pod dywan) i - wpisujący się w mniej chlubne tradycje Trekowej biologii - patent z wybuchową krwią Obcej, używaną do produkcji bomb, oraz dość naciągane zakończenie, w ramach którego Mercer pozwala orville'owemu Maxwellowi/Maqui-bis ujawnić swoją wewnętrzną brzydotę, a następnie wybrać śmierć z własnej ręki, co nie dość, że oznacza ryzykowanie życia Malloy'a, to jeszcze pachnie zrzucaniem z siebie odpowiedzialności metodą strusi-piłatową.
Są, rzecz jasna, i plusy. Za pierwszy i największy policzyć wypadnie - brzmiące szczególnie mocno w kontekście niedawnych zamachów - potępienie nakręcania spirali odwetu i nienawiści, i ksenofobii udającej patriotyzm. Pomniejszych szukać należy w zakresie technikaliów (a to zmyślny pojemniczek do przenoszenia plazmy zobaczymy, i o jego działaniu usłyszymy, a to odcinanie dostępu do zagrożonej sekcji statku nam pokażą, to znów xeleyański, wykorzystujący holografię, instrument muzyczny przez ekran się przewinie). Trudno też nie wspomnieć o tym, że w końcu (lepiej późno niż wcale) doczekaliśmy się psychologicznego pogłębienia postaci wiadomego pilota.
Dochodzą i smaczki autotematyczne: ambasadora krzyczącego, że pokój nie nastanie, póki Iksiński żyje mieliśmy już w ST IV; skulone pozaziemskie dziewczęta niezbyt uradowane, że trafiły w ręce oficerów GF pokazały nam wspomniany epizod Continues i ST:DSC "Runaway" (przytykiem pod którego adresem wydaje się sugestia, że taka Obca różne rzeczy może mieć we krwi, więc lepiej w tę krew palców nie wtykać*); no i gra sprzed dwóch odcinków powraca.
Całościowo za aktualność, za klimat (także wizualny) Treka, za niespodziewanie dobre aktorstwo w paru scenach i za w/w zalety, a także za mało roddenberry'owską, ale przywodzącą na myśl jeden z pobocznych morałów STC "Embracing the Winds" sugestię, że trudno odzielić jest sprawy publiczne od prywatnych (w tym wypadku - od zazdrości o przyjaciela) skłonny jestem dać całościowo 2+/4, acz w sumie cieszę się, że ów epizod powstał, i na ekrany - właśnie teraz - trafił.
(Choć z ilością myGodów przesadzili, a i komizm sceny mnożenia krillskim delegatom trudności był przeszarżowany.)

* Natomiast sam sposób owej krwi użycia pachnie śmiercią logicznego ekstremisty z "Lethe" i tego mirrora od Lorki, co go Maddox ukatrupił.

Przedostatni odcinek Discovery to inna para kaloszy. Znaczących wpadek tam nie ma (ba, nawet jakim cudem Burnham ostatnio uciekła Sekcyjnym z grubsza wyjaśnili). (Jeśli na coś można narzekać to tylko na konsekwentne redefiniowanie roli S31*, ale i to na b. upartego, bo zgodne jest ono z linią DSC w tym zakresie i ogólnie nie razi). Aktorstwo i tym razem - jak u konkurencji - zdaje się lepsze niż zwykle (dostajemy trochę dialogów, trochę wolniejszych scen, trochę zbliżeń twarzy i trochę staroTrekowego patosu). Nawiązania do "The Cage" wydają się poprawne. To samo dalsze rozwijanie opowieści o sarekowej rodzince (acz ten "wielki dramat" z przeszłości Socka i Michaśki to z dużej chmury mały deszcz trochę; poza tym: od kiedy The Forge jest lasem?), unowocześnienie niebieskich kwiatów wypadło gustownie... Niemniej... jakieś to puste w sumie (piękny kościół bez Boga, cytując wieszcza).
Owszem, zbudowanie pomostu między oryginalnym pilotem ST a "The Menagerie" można tylko chwalić - widzimy jak mocne było to, co poczuli do siebie Pike i Vina, i że nie wrócił do niej z czystej desperacji, ani z braku laku. Owszem, nowy Spock - gdy już rozum odzyskał - porusza się niezgorzej w butach starego (co stanowi przyjemną niespodziankę). Owszem, finalny sposób nabrania Lelanda i mGeorgiou - choć przewidywalny - wywołuje nawet uśmiech. Tak jak i samo zakończenie, nawiązujące do szlachetno-buntowniczych tradycji INS i fanowskich The Helena Chronicles** (oraz wpisany w nie moment tradycję przełamujący - gdy załoga nie pozwala kapitanowi dokończyć motywacyjnej mowy, bo nie potrzebuje jej by pójść za nim w przysłowiowy ogień). Owszem, mogące budzić wątpliwości jakichś purystów, rozwiązanie problemu zadawnionych uraz na linii Culber-Tyler drogą (zaakcepowanej przez naczalstwo) bójki i skazanie zmieszanego z Klingonem porucznika na cierpienie za przeszłe i niepopełnione winy (podczas gdy prawdziwa sprawczyni - Airiam - jest dość oczywista) wypada b. naturalnie i dobrze wpisuje się w całościową narrację (i nawet dość łopatologiczna aluzja do "Terminatorów" cieszy zamiast razić). Ale... tak - zasadniczo (bo jednak chęć użycia spore drive, z którego ledwo co miano się wycofywać z powodów humanitarnych, może zaskakiwać, choć 1. do niczego takiego ostatecznie nie dochodzi, z winy wiadomej sabotażystki, 2. wygląda na to, że nie skoki grzybnię raniły, a doktorek***) - sprawnie opowiedziana historia nie niesie żadnych dodatkowych sensów, żadnych szczególnych głębi****, dlatego, mimo całej przyjemności jakiej dostarczyło mi jej oglądanie, nie dam noty wyższej niż 2,5 - 3-/4 (acz miłośnicy wojennych sezonów DS9 i ENT, które podobnie skonstruowane epizody zawierały, mogliby zapewne okazać się tu łaskawsi).
(Aha: i tu wypadnie dodatkowo pochwalić technikalia - efektowny widok czarnej dziury*****, sprzątające roboty i myk z blokującymi się nawzajem wiązkami Transporterów, oraz in joke, gdy Michaśka nie wie czy z Ziemianką, czy z Obcą ma do czynienia. Zganić natomiast: zbyt przestronne kajuty i - ORV też powinno za to oberwać - anachroniczne krzesła. I jeszcze obecność dwu pań - różowowłosej w mesie, i blondi, która uprzednio Airiam grała, w maszynowni, odnotować.)

* Której - co nieco bawi - szefuje czwórka admirałów, po jednym z każdej ras założycielskich UFP (ale, że to wczesny etap rozwoju Federacji, nie wydaje się to niemożliwe).

** Powiew REN też tam czuć.

*** Nawiasem: mam pewien problem z kierunkiem, w którym go poprowadzili. Pomysł, że rozdziera go teraz rozdźwięk pomiędzy (nowym) ciałem, a informacją wydaje się interesujący (i wart rozwinięcia), natomiast zrobienie z tego - wzorowego dotąd - oficera GF irytującego buca zdaje się kompletnie chybione, nawet w świetle tego, co wiemy o jego przejściach. Poza tym... czemu po cywilnemu teraz chodzi, przecież komandorem Floty jest (i najlepszy mundur z całej bandy ma)...

**** Ba, zamiast nich przynosi zapowiedź następnego potężnego wroga, kolejnego ratowania Ziemi/Galaktyki/Wszechświata.

***** Choć zastanawia czemu protagonistka, niby bystra, po tak jej nagłym się pojawieniu, nie pomyślała nawet przez chwilę, że z iluzją może mieć do czynienia.

Na koniec pozostaje odnotować podobieństwa. Primo: The Orville schowało teraz ISAAC-a, jak uprzednio zrobiło to DSC z Saru po jego przemianie. Secundo: tym razem o Manualu (acz oficerskim, nie - technicznym) była mowa w Discovery (w kontekście ręcznego sposobu rozwiązywania sporów, którego tenże nie pochwala). Tertio: jak juź gdzie indziej wspomniałem: obie serie maszynami - w roli major threata - w drugich sezonach straszą, ale DISCO - przyznać trzeba - wzięło się do tego tematu inteligentniej.
Dreamweb
Użytkownik
#27 - Wysłana: 25 Mar 2019 14:35:51
Q__:
wiedział o zawarciu rozejmu (niby można zakładać, że tak, przy ichniej skali informatyzacji, ale z ekranu to nie padło

On sam mówił, że nie wiedział (zresztą nie widzę powodu, dla którego tu akurat miałby kłamać, zresztą jak już się dowiedział to nic to nie zmieniło - może nawet zwiększyło jego chęć do działania).
Q__:
nawiasem: rola Teleyi w tym procesie znów trafiła pod dywan

Niekoniecznie pod dywan, bo "zakulisowo" ona może mieć dużą rolę w tym procesie pokojowym. Ale tak, wielka szkoda że tego nie widzimy, mam nadzieję, że jednak na ekran wróci.
Q__:
od kiedy The Forge jest lasem

Ostatnio ją widzieliśmy 100 lat temu, może w międzyczasie zasadzili tam las?
Q__
Moderator
#28 - Wysłana: 25 Mar 2019 21:50:59 - Edytowany przez: Q__
Dreamweb

Dreamweb:
On sam mówił, że nie wiedział

No to w takim wypadku - gdyby odcinek nie był prawnie zaburaczony - ekstradycja nie powinna w ogóle wchodzić w grę. W swoim mniemaniu podejmował wtedy działania wojenne, po prostu - i tak by to przedstawiał każdy sensowny adwokat, wskazując dodatkowo na jego poobozową traumę (jako na okoliczność tłumaczącą dlaczego walczył brutalniej niż to GF ma w zwyczaju).

Późniejsza próba zamachu - to co innego, ale i tu sytuacja nie jest czysta, bo Ed i spółka sami mu na jej podjęcie pozwolili.

Ogólnie w/w epizod to przykład rasowej bad ethics.

Dreamweb:
Ale tak, wielka szkoda że tego nie widzimy

W zasadzie nawet jednozdaniowa wzmianka o tym (że czy to sama Teleya, czy fakt jej zwrócenia, kogoś do czegoś po tamtej stronie przekonały) już by była krokiem w dobrym kierunku.

Dreamweb:
Ostatnio ją widzieliśmy 100 lat temu,

Zapominasz o TAS "Yesteryear", to również jest kanon:


ps. Trochę klasycznego DSC vs ORV:
https://starloggers.com/2019/01/21/the-orville-vs- star-trek-discovery-part-one/
https://starloggers.com/2019/01/27/star-trek-disco very-vs-the-orville-part-two/
https://film-bunker.com/2019/01/24/editorial-how-t he-orville-ruined-star-trek-discovery-for-me/
https://thetylt.com/entertainment/the-orville-star -trek-discovery-better-trek
Q__
Moderator
#29 - Wysłana: 30 Mar 2019 13:00:55 - Edytowany przez: Q__
W zeszłym tygodniu pojedynek wyraźnie wygrało The Orville.

Tak, ORV "Lasting Impressions" nawiązuje b. jawnie do licznych holodeckowych odcinków TNG i VOY (z "Booby Trap" na czele, a od "11001001" począwszy), tak, można narzekać na rozmaite drobiazgi - załoga traktuje historyczne eksponaty ze sporą niefrasobliwością* (niby Łysy też sobie ozdobił gabinecik cennymi wykopaliskami, ale...), sposób naprawienia antycznego telefonu stanowi raczej akcent humorystyczny, niż ma sens, rozszyfrowanie skrótu "WTF" jako "Wireless Telecommunications Facility" broni się jako (świetny) żart i symbol (tego jak niepewna jest wiedza historyczna), ale jest niewiarygodne zważywszy na to, jak niewiele język używany przez bohaterów różni się od nam współczesnego (w klasycznym, koturnowym, Treku łatwiej by to przeszło), nie wiadomo też w sumie (z punktu widzenia in universe) po co Gordon zreplikował sobie komórkę (tak, jakby nie mógl ustawić przesyłania wiadomości z holodecku na swój combadge, czy konsolę), podejrzana wydaje się również (po raz kolejny) biologia Moclan - niby tacy odporni na wszystko, a tu nagle uzależniają się w tempie błyskawicy, trudno także powiedzieć kiedy Ed, Kelly, John i panna Kitan zgraną grupą kumpli zdążyli się stać (ręczne popychanie wątków jak u konkurencji), no i Malloy łatwo dramatu miłosnego by uniknął (w holo-uzależnienie za to ostrzej brnąc), gdyby Grega wymazał tylko z chwili obecnej Laury (że niby dostał pracę w innym zakątku Stanów czy coś), a nie z całej jej biografii** - ale zasadniczo jest to wartościowy, klimatyczny i niegłupi - poruszający głównie ograne w Treku (i poza nim) tematy, ale robiący to w świeży sposób - odcinek, który i w erze klasycznego ST robiłby pozytywne wrażenie.
Co więc da się w nim docenić? Przede wszystkim tematykę, a istotnych zagadnień jest tam wręcz nadmiar - Seth wzywa nas do refleksji nad historią, tj. nad łańcuchem następujących po sobie pokoleń i pamiątek jakie po nich zostają, nad ludzką potrzebą bycia pamiętanym (która stanowiła jeden z głównych motorów postępowania pierwowzoru holo-kochanki Gordona), nad pytaniem czym różni się kopia od oryginału, a symulowane od realnego (co - przez przywołanie ISAAC-a i jego romansu z Claire - odsyła nas do klasycznych Trekowych dyskusji o świadomości Daty i holoprogramów, i różnicach pomiędzy nim a nimi), nad kwestią śladów jakie po sobie zostawiamy korzystając z urządzeń elektronicznych, wreszcie nad tym jak bardzo osobowość człowieka stanowi sumę jego doświadczeń i wypadkową interakcji społecznych w jakie wchodzi (co przypomina lemowski wątek Piotra z Ganimeda). Z tym, że podane jest to typowo po orville'owemu - w każdym ze starych seriali ST (łącznie z B5, CRU i AND), scena, w której nasz pilot wpada do LaMarra opowiadając z zachwytem o realizmie stworzonego przez siebie (poniekąd) programu i dumając nad dziejami ludzkości skończyłaby się grubszym filozofowaniem. Tu główny inżynier ECV-197 wyraża troskę o kumpla, bojąc się czy mu nie odbija, i czy w holo-uzależnienie nie wpada.
Poza tym rzecz jest b. dobrze - jak na standardy ST - reżyserowana, w sposób jakby wyjęty ze złotych lat TNG i DS9, co daje czas podumać nad poruszonymi Problemami intensywniej niż czynią to bohaterowie.
Oczywiście znajdą się i smaczki do docenienia - występ Tima Russa w roli kosmicznego muzealnika, wzmianka o tym, że - wywoływany przez palenie - rak był kiedyś śmiertelny i o wiszących ongiś nad ludzkością zagrożeniach klimatycznych (a więc dwa w jednym - zarazem doraźne moralizowanie i podkreślenie, że mamy do czynienia z jasną przeszłością, w której nie takie problemy przezwyciężono), napomknienie o latających samochodach, gordonowe "I'm a pilot, not a painter", picardowate podkreślenie znaczenia prawdy przez Mercera, scena kozackiego podpalania papierosa fazerem, hipsterski ubiór szefowej ochrony, nastrojowa warstwa muzyczna. Zaś żarty były tym razem wyjątkowo udane i nie wpychały się przed treść (choć sporo ich dostaliśmy - omyłkowe zreplikowanie przez komputer telefonu z tarczą, talenty plastyczne Malloy'a, klasyczny już dla The Orville motyw upadku na podłogę po wyłączeniu holoprogramu, słowa Johna o tym, że kłopotów z kobietami to on nie ma, ale rozumie, cały - jawnie nawiązujący do komizmu DS9-owskich B-plotów - wątek Bortusa i Klydena, no i wszechobecny gordonizm, w tym b. specyficzny wykład o fizyce turbulencji), a - przeciwnie - gładko komponowały się z nią.
Trzeba też dodatkowo pochwalić Grimesa za to ile subtelności i zniuansowania potrafił nagle dodać do portretu swojego bohatera, gdy tylko scenariusz dał w końcu ex-kumplowi Wesley'a C. prawo do odrobiny godności (kłania się finał) i rozfilozofowania.
Jednym słowem b. dobrze; jak na wtórną opowiastkę o dyżurnym chodzącym akcencie komicznym zakochanym w holograficznej replice żyjącej przed wiekami kierowniczki sklepu, kontrapunktowaną scenkami spod znaku "Moclanie odkrywają papierosy", genialnie wręcz. 3/4 w skali ogólnotrekowej (jeśli z minusem, to małym jak kropeczka). Oby tak dalej.

* Talla, głównie o tobie myślę

** Inna sprawa, że on może nie chciał tego zauważyć, bo był jednak świadomy w co brnie, a tak miał pretekst do wycofania się z godnością. (Podobnie nie czepiałbym się aż tak tego, jak nieporadnie brał się do określania komputerowi parametrów symulacji, on, który niejeden program stworzył. Nadmiar ekscytacji go tłumaczy.)

DSC "The Red Angel"? Realizacyjnie to również przez większość czasu* jest trzygwiazdkowy Trek, w końcu kręciła go pani zaliczana do najlepszych reżyserów w/w serii. Fabularnie? What a mess...
Zaczyna się bardzo ładnie - sceną pogrzebu Airiam, która jest poruszająca, nawet jeśli koledzy poległej nie potrafią w swoich mowach powiedzieć nic szczególnie sensownego (jak to jest, że bohaterowie The Orville umieją, a tym góra nawiedzony bełkot wychodzi?)**. Potem dostajemy podaną w formie dialogów, od niechcenia wręcz, serię rozmaitych fabularnych rewelacji. I o ile - wbrew zachodnim komentatorom - formy bym się nie czepiał (choć jest to pospieszne domykanie wątków na siłę), bo lubię gdy bohaterowie ST raczej gadają, niż ganiają i strzelają, o tyle same rewelacje... cóż... To, że GF wycofała zarzuty wobec Spocka i załogi NCC-1031 - tu nie mam zastrzeżeń. Ale już gwałtowna wzmianka o klingońskim supertajnym programie temporalnym mającym wymazać ludzkość - to wszystko strasznie miesza odbierając sens wcześniejszym wątkom. Bo jak to? Klingoni mając taki plan bawili się równolegle w konwencjonalną wojnę, zamiast użyć okrętów do strzeżenia szykującego Ziemniakom zagładę ośrodka badawczego? I dlaczego czuli się zagrożeni ekspansją UFP skoro mieli zaraz wymazać ją z historii? Poza tym wobec kogo w końcu lojalny jest Tyler, w którego szlachetność mamy wierzyć? Ma wspomnienia Voqa? - ma. Voq był między swoimi szychą? - był. Czyli raczej musiał o tych planach wiedzieć. I co? Wiedział i nie powiedział, nawet ukochanej Michaśce? No to powinien dalej w brygu tkwić. Dalej... Spock wybaczył siostrze. Ok, lepiej późno niż wcale. Ale dlaczego teraz potrafil w końcu spojrzeć na jej dziecięce zachowania dojrzale, z sensownego dystansu, a przez lata nie potrafił? Bo scenarzystom nagle to potrzebne? Culber. Z chwili na chwilę zaczyna sobie uświadamiać, że czas się wziąć w garść. I to dobrze. Ale czemu wcześniej mu to do głowy nie przyszło? Bo przedtem miał być malowniczo niepozbierany, a teraz kompetentnego CMO trzeba? Poza tym obaj panowie wrócili na służbę, a dalej łażą w cywilu. Wreszcie... sprawa rodziców Michaśki... Obiła Lelandowi mordę. Zabawny widok (tym zabawniejszy, że góruje nad nią doświadczeniem w walce). Ale za co właściwie? (Sisko gdy rzucal Garakiem po ścianach miał chociaż powód.) Że nie dopilnował ich bezpieczeństwa? Ale co to znaczy? Albo robił co w danej sytuacji należało (jak się jest dowódcą czasem trzeba kogoś posłać na praktycznie pewną śmierć - kłania się Picard i Sito Jaxa), albo coś koncertowo schrzanił, ale w tej drugiej sytuacji kto by go awansował na kapitana i szefa wywiadu? No, jest jeszcze opcja jak z pilota INT - że zrobił co mógł, ale teoretycznie mógł się bardziej postarać, ale jeśli tak, to chcę o tym usłyszeć zamiast dostawać jakieś beztreściwe ogólniki.
Wreszcie sprawa łapania aniołka. To, że miał wzorce fal mózgowych Michaśki, zostawmy na boku, bo jest szansa, że jeszcze to wyjaśnią. Ale sam plan i poprzedzające go analizy - przecież to nie ma sensu. Ot, Spock skwitował wszystkie pytania uwagą na pograniczu przys*** siostruni, że skoro to Burnham skafandra chronomocyjnego używa, to nie ma co szukać w anielskich działaniach szczególnej logiki. No i założenie kryjące się za zastawioną pułapką - że przyszła Michaśka ratuje życie przeszlej (pomijam chwilowo, że jeśli przeszłą za skutecznie uśmiercą, to i przyszła nie powinna zaistnieć, więc i na pomoc przybyć; a jeśli - jak w "Visionary" - przyczynowość złamią, to przyszła może przeszłą - teoretycznie - olać, skoro i bez niej trwa). Skoro sądzimy, że to Burnham, to musimy zakładać, że od lat wie o pułapce i miała czas na przygotowanie się by zrobić swoje i ją ominąć. Itd. Itp. Szczęśliwie los pomógł bohaterom, maskując ich głupotę, bo okazało się, że to nie Michaśka, a jej matka (ta jednoznaczne powody dbać o córkę ma*** i o pułapce nie mogła wiedzieć). Co nie zmienia faktu, że zrobienie z tajemniczej istoty zdolnej czasoprzestrzenią się bawić zwykłej kobiety jest rozczarowujące (a zarazem otwiera nową okazję do hejtowania rodzinki Burnhamów, która zaraz znaczeniem dla Kosmosu ród Skywalkerów przebije).
Q__
Moderator
#30 - Wysłana: 30 Mar 2019 14:55:09 - Edytowany przez: Q__
Są i pomniejsze bzdury. Nasi dzielni herosi przeskanowali inne statki pod kątem skażenia komputerów kodami z przyszłości. Oni?!? - przecież to robota dla StarFleet Security, czołowych informatyków Federacji, etc. Albo mGeorgiou referuje na czym polegał Projekt Daedalus, który zwie "naszym" w dodatku, choć przecież przy nim nie pracowała (dbalość o szczegóły jak w "Identity"). No i gdy mowa jest o najtęższych łbach potrzebnych do zastawiania wspomnianej zasadzki Pike poleca Stametsa, którego ledwie zna, a nie Spocka (z którym pracował od lat) i nawet nie - wszechgenialną niby - M.B. (to, że nie ją, to może i odświeżające nawet). (To, że obcoplanetarna infrastruktura wygląda archaicznie i absurdalnie lowtechowo jeszcze wybaczę, powiedzmy, że to - niezbyt fortunne - nawiązanie do siermiężności TOS.)
Prawda, są i udane akcenty, jak omawiana już scena z omniseksualizmem mStametsa i gay pride Stametsa nielustrzanego, stwierdzenie Cesarzowej (tym samym dwakroć epizod ratującej) że woli totalitarną skuteczność ("trochę" dziwne, że przestała ukrywać kim jest, ale...), moment, w którym Dahn wyraźnie szuka rozgrzeszenia za wywalenie Airiam ze śluzy****, udzielone przez admirał Culberowi pouczenie, że miłość to nie same emocje, a raczej świadomy wybór, czy fakt, że Saru postanowił - przytomnie - patrzeć na ręce szefowi Sekcji, ale całościowo odcinek ów nie zasłużył na więcej niż 2 (góra2+)/4 (gdyby nie b. przyzwoita, staroTrekowa w stylu, reżyseria i przeplatanie dennych pomysłów ładnymi scenami, byłoby 1/4, albo i niżej).
Aha: ponieważ teraz moda na continuity należałoby coś powiedzieć o otwartych mimochodem wątkach... Sprawa kryształu czasu sugeruje, że możemy mieć jakieś ponowne wplątanie w fabułę Mudda (którego pierwszosezonowy występ zyskuje nagle na tajemniczości. Wejście Nilssom na mostek też może mieć jakieś ukryte sensy (gdy pamiętać kogo ta aktorka wcześniej grała). Kwestia matkowania Michaśce przez lustrzaną Philippę wciąż pozostaje zagadką - czy to scenariuszowy kiks, czy przebłysk dobra w bezwzględnej mirrorzycy , czy idą za tym jakieś ukryte motywy? No i pozostaje temat oberwania przez Lelanda szpikulcem w oko - teraz już wiemy co z grubsza oznacza, dlatego daję go do tej kategorii, ale to straszny idiotyzm jest. Zarówno w kontekście dalszych wyjaśnień (czy zaawansowana Sztuczna Inteligencja musi infekować kogoś metodami tak brutalnymi? a gdzie wnikające niepostrzeżenie nanity czy subtelne przeprogramowanie mózgu w czasie Transportu?), jak i sam w sobie, gdy mogliśmy sądzić, że to dzialanie systemów defensywnych statku (czemu nie fazer, nie gaz, ani nie przesłanie do brygu w takim wypadku?). Kawał metalowego drąga? Doprawdy? Wszyscy wiemy, że DISCO-twórcy lubią brutalną przemoc, ale niechże ona ma jakiś sens...

* Tj. póki się finalne przeładowanie tandetą CGI nie wda...

** Dodatkowo trzeba docenić, że Saru tam ładnie śpiewa.

*** Acz czekam na wyjaśnienie skąd o czyhających na nią zagrożeniach wie.

**** Będę mily i nie wypomnę, że u wyjątkowej wyjątkowością swą protagonistki.

Na koniec czas odnotować podobieństwo motywów pomiędzy - tak całościowo odmiennymi - odsłonami obu serii. Otóż w obu dostaliśmy informacje o zawodach rodziców głównych bohaterów - dowiedzieliśmy się, że ojciec Gordona jest inżynierem co stacje kosmiczne buduje, a znów (biologiczni) starzy Burnham - poza tym, że za agentów robili - wykonywali prace ksenoantropologa* i astrofizyczki. W obu mieliśmy też popisy wokalne. I eksperymenty wizualne w scenach kosmicznych - pokazano nam centralne fabularnie statki pod niecodziennymi kątami, i z odmiennych niż zwykle perspektyw. W obu też znalazlo się trochę roboty dla pokladowego lekarza i miejsce na odrobinę psychoterapii (tu związku, tam - uzależnień).

* Przez to, że w dziedzictwie Obcych kultur śladów koniecznej dla ratowania Ziemi technologii szukał zacząłem sobie delikatnie odświeżać CRU, bo tam przecież podobny motyw był.
 Strona:  1  2  3  »» 
USS Phoenix forum / Star Trek / Discovery vs The Orville, czyli pomysł a wykonanie

 
Wygenerowane przez miniBB®


© Copyright 2001-2009 by USS Phoenix Team.   Dołącz sidebar Mozilli.   Konfiguruj wygląd.
Część materiałów na tej stronie pochodzi z oryginalnego serwisu USS Solaris za wiedzą i zgodą autorów.
Star Trek, Star Trek The Next Generation, Deep Space Nine, Voyager oraz Enterprise to zastrzeżone znaki towarowe Paramount Pictures.

Pobierz Firefoksa!