Wiecie co? Jak tak popatrzyłem na oceny Treka, którego doczekaliśmy się w tym roku, na EAS, a więc, kolejno:
- NV/P2 "The Holiest Thing" - 8,
- Star Trek: Horizon - 8,
- FAR "The Crossing" - 9,
- neoTAS "Ptolemy Wept" - 8,
- STC "Come Not Between the Dragons" - 9,
- Star Trek Beyond - 7,
- STC "Embracing the Winds" - 8.
A dorzuciłbym do tej listy z jakąś niezłą notą również:
- ENT II "Der Anfang vom Ende".
No i nie zapomnijmy ile porządnych powieści ST w tym roku wyszło.
To pomyślałem sobie, że niezależnie od całego
smrodu za kulisami (błędne decyzje korporacji, przepychanki w świecie fanów, itd.), niezależnie od niezbyt zachęcających wieści o Discovery, niezależnie od niepewnej przyszłości Treka (wytyczne... i w efekcie koniec tylu fanprodukcji, finansowa klapa Beyond - co oznacza, że dostaniemy pewnie w następnych latach znacznie mniej ST niż byśmy chcieli), niezależnie od bolesnej straty Yelchina, Rickmana i Jennera, to był naprawdę godny rok jubileuszowy, niosący ze sobą sporo, naprawdę sporo, dobrego Treka do oglądania*. (Czy był kiedykolwiek wcześniej rok, który przyniósł równie wiele tak wysoko ocenianych odsłon ST?)
* Który to Trek - wbrew tezom o tym, że ST skazany jest na stagnację - wniósł przy tym sporo nowego, sporo drobnych przełomów: dowiedzieliśmy się czym jest protomateria, poznaliśmy stację Yorktown i niuanse życia rodzinnego neoSulu, ujrzeliśmy
budkę transporterową, babcię (
kajndof) Tomcia Parisa, nowy, ciekawy, gatunek niehumanoidów i kosmiczny odpowiednik (podniesionej do kwadratu) Biblioteki Aleksandryjskiej, dostaliśmy też kawałek solidnego komentarza społecznego (poznajac tym samym kulisy sprawy Janice Lester), pożegnaliśmy (bohatersko ginącego) komandora Prescotta i nieśmiertelnego Flinta**. No i patrzeliśmy jak wychodzi z doku USS Discovery. (Tzn. ci z nas, którzy oglądali, nie ci, którzy zamiast oglądać wolą biadać o upadku, albo twierdzić, że żyją na
trekowej pustyni...

)
** Przypis do przypisu: fakt, trochę mści się w tym wypadku brak spójnego kanonu (kto by pomyślał, że
ja to powiem

). Dla nas, wychowanych na triadzie TNG/DS9/VOY i stopniowej ewolucji świata, fakt, że jedne z tych przełomów są fanowskie, inne
abramsowskie, może być powodem by brać je w nawias, nie traktować zbyt serio, bo - choć ciekawe
per se - nie ma w obecnych realiach cienia gwarancji, że wpłyną na oficjalny obraz świata (tego nam najbliższego, Prime Timeline), ale... może najwyższy czas pogodzić się z tym, że Trek - od roku 1967! - stanowi Multiversum?

(Poza tym: czy od dekad nie dostawaliśmy w Treku świetnych pomysłów bez ciągu dalszego? Wątki odcinka, które doczekały się rozwinięcia to raczej wyjątek niż norma...)
Szkoda tylko, że wśród tylu tak udanych produkcji nie było mimo to ani jednego zdecydowanego arcydzieła (takiego wiekopomnego superodcinka

, jakie trafiały się jeszcze w VOY). Szkoda jeszcze większa, że być może jest to ostatni (albo jeden z ostatnich - dajmy jeszcze DSC szansę zabłysnąć, choć obawiam się, że ponad dwa sezony nie potrwa) taki rok dla Treka...
Ale zamiast malkontencić

spróbujmy może cieszyć się tymi wszystkimi, naprawdę przyzwoitymi, produkcjami. I mieć choć trochę nadziei...